– Warto spróbować być trochę takim bezmyślnym dzieckiem przed Bogiem, zupełnie swobodnym, bez wymądrzania się – opowiada o kontemplacji o. Badeni.
Gdy się nawróciłem, byłem pijaczkiem. W krótkim czasie po pierwszej generalnej spowiedzi poszedłem na nabożeństwo do dominikanów we Lwowie. I tam dominikanin błogosławi mnie monstrancją. Widzę białą Hostię. W tym momencie dociera do mnie, że to jest Chrystus! Staje się to jasne, nie mam najmniejszych wątpliwości. Czyli otrzymałem łaskę mistyczną wysokiego rzędu, a byłem jeszcze pijaczkiem. Pan Bóg przeskoczył ileś tam etapów i zamiast dać mi tę łaskę po wielu latach, dał mi ją od razu. I to mi zostało do dzisiaj, nigdy nie miałem problemów z wiarą w obecność Chrystusa w Eucharystii. Kapłan codziennie manewruje hostiami, przełamuje, rozdaje, mógłby się oswoić ze świętą postacią Chleba. Mnie nigdy Pan tego nie odebrał. W innych rzeczach mnie ćwiczył, ale w tym nigdy! Eucharystia – Chrystus obecny w konsekrowanej hostii na ołtarzu albo w monstrancji. Pytam księży, czy wierzą w to, a oni odpowiadają: „Tak, wierzymy w to”. Oni w to wierzą, a ja to wiem! Dziwne. Patrzę do mistycznych książeczek i czytam w nich, że w takim razie ja zaszedłem daleko. Tamci przy mnie to takie małe ludziki, a ja jestem mistyk. I łup! Dostaję od razu po głowie: „Joachimie, ta twoja mistyka to kupa śmiechu!”. Bo to jest tak, że słaby człowiek dostaje coś na zachętę. A potem jest zaproszony do wysiłku.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz