Czy laickie oznacza złe? – pytają redaktorzy pewnego portalu. Nie. Ale w odniesieniu do BOŻEGO Narodzenia to po prostu nielogiczne.
27.12.2012 13:11 GOSC.PL
„Czy [Waszym zdaniem] świeckie media i instytucje powinny składać życzenia "z Bogiem"? A może wręcz przeciwnie – powinny odcinać życzenia świąteczne od spraw religijnych?” – pyta Michał Wąsowski w tekście na portalu „NaTemat.pl”. Czy niewierzący nie mają prawa do obchodzenia po swojemu tradycyjnych świąt? A może celebrowanie Bożego Narodzenia przez ateistów to hipokryzja? No i w końcu pytanie tytułowe: Czy świeckie od razu oznacza złe?
Pretekstem do postawienia powyższego pytania były życzenia, które swoim czytelnikom złożyła „Gazeta Wyborcza” i reakcja jaką wywołały one na portalu braci Karnowskich. Na pierwszej stronie największego, polskiego dziennika mogliśmy przeczytać takie oto powinszowania:
„Dobrych myśli i życzliwych rozmów wzdłuż, wszerz i w poprzek świątecznego stołu, na którym, niech nie zabraknie niczego dobrego”.
Redaktorzy „wPolityce.pl” stawiają gazecie Michnika zarzut bezbożnych życzeń.
Czy zatem „świeckie” to synonim do „złe”? Pytanie wcale nie głupie, pod warunkiem, że nie sprowadzimy go do poziomu trywialnej niekiedy walki, polegającej na okładaniu się kijem niewybrednych obelg przez dwie zwaśnione strony.
O tym, że życzenia dobrego ateuszka mogą mieć w sobie przedsmak nieba pisał w swoim tekście ks. Tomasz Jaklewicz, chwaląc uczciwe podejście do rzeczywistości w bożonarodzeniowym felietonie Marcina Mellera ("Podziękowania dla ateistów"). Inna sprawa, że dla chrześcijanina cały świat nosi w sobie odbicie Boga i od czasu, gdy Bóg stał się człowiekiem, także zwykła, szara codzienność została uświęcona.
Czy niewierzący mają prawo do świętowania Bożego Narodzenia po swojemu? A pewnie, że mają! Nikt im tego prawa nie zabiera. Inna rzecz, że osobiście wydaje mi się to po prostu nielogiczne. Dlaczego?
Skoro już zaczęliśmy od „bezbożnych” życzeń „Gazety Wyborczej”, posłużę się tym właśnie przykładem. Wyobraźmy sobie taką sytuację. Wielkimi krokami nadchodzą urodziny redaktora Adama Michnika. Z jakiejś przyczyny postanowiłem przyjść na uroczysty bankiet, wydany na cześć jubilata. Zakładam najlepszy garnitur, kupuję prezent. Powiedzmy butelkę dobrego koniaku. W wyznaczonym dniu idę do restauracji. Wchodzę i witam się ze wszystkimi gośćmi, składam im najserdeczniejsze życzenia. W radosnej atmosferze, wśród uśmiechniętych ludzi, zajadając się wspaniałym ciastem spędzam wieczór. Wypijamy zakupiony przeze mnie koniaczek. Rozmawiam ze wszystkimi, nie zamieniam tylko słowa z solenizantem. Nawet się z nim nie witam. No i oczywiście obowiązkowo wychodzę z sali na czas uroczystego odśpiewania „Sto lat”. Którego zresztą nikt nie śpiewa, bo pozostali goście zachowują się dokładnie tak samo jak ja. Powiedzmy, że nie zgadzamy się z prezentowanymi przez jubilata poglądami, bądź nie uznajemy jego istnienia. Mamy w końcu prawo, by świętować urodziny redaktora po swojemu. To żadna hipokryzja.
Hipokryzja może i nie, ale z pewnością towarzyski nietakt. Szczególnie kiedy na co dzień nie zgadzam się z wieloma poglądami naczelnego „Wyborczej”.
No i tak mamy ze świętami w wydaniu niektórych (powtórzę: NIEKTÓRYCH) ateistów. Tych z rodzaju walczących. Cały rok walczą z chrześcijaństwem, zwalają na religie winę za całe zło (od poniżania kobiet, przez problemy gospodarcze, po klęskę sportowców na igrzyskach olimpijskich), a kiedy przychodzi końcówka grudnia, składają wszystkim uprzejme życzenia z okazji urodzin Jezusa Chrystusa, udając, że impreza nic nie traci na nieobecności solenizanta. Nie wiem czy to przejaw hipokryzji. Z pewnością jednak objaw braku konsekwencji.
Co innego jednak ateista walczący, a co innego ateista szukający Prawdy. Inaczej sprawa wygląda z tymi, którzy po prostu nie wierzą. Nie wierzą, ale szukają Prawdy. Nie obwiniają za całe zło Chrystusa i Jego Kościoła. Czasami skrytykują, ale nie po to, żeby dokopać, tylko dlatego, że po prostu, patrząc z zewnątrz, zauważą, że coś może nie grać. Albo zwyczajnie nie zrozumieją. A, gdy dostrzegą coś dobrego, to pochwalą. Bo taka postawa, choć ateistyczna, jest z gruntu uczciwa. I całkiem bliska chrześcijaństwu. Jeśli tylko taki niewierzący poszukuje dobra i Prawdy to jestem przekonany, że ją znajdzie. I niech jej szuka także w święta. Wydobywając z nich to, co widzi dobrego. Czemu nie? Być może zbierając dary, w końcu dostrzeże Dawcę - Jezusa Chrystusa.
Wojciech Teister