... czyli kilka niepoprawnych myśli pod adresem logiki neutralności podziurawionej jak szwajcarski ser.
O politycznej niepoprawności polskiej zakonnicy, która podpadła szwajcarskiemu wymogowi tzw. neutralności światopoglądowej (zob.: Polska zakonnica zdyskryminowana w Szwajcarii) dowiedziałem się dosłownie parę dni po tym, jak obejrzałem dokument poświęcony człowiekowi, który w Szwajcarii uważany jest za "Ojca Ojczyzny". Chodzi o Mikołaja z Flüe, którego mediacyjny talent, ustrzegł XV-wieczną Szwajcarię od wojny domowej.
I zacząłem się zastanawiać, jak to radzą sobie owe tęgie neutralne głowy, kiedy przychodzi im mierzyć się z historią kraju. Czy szwajcarska precyzja znajdująca odzwierciedlenie w zegarach, wymownie uzmysławiających fakt przemijania i związane z nim zmiany, przekłada się jeszcze na rzetelny przekaz o rzeczach minionych? Czy też na potrzeby bożyszcza neutralności dokonuje się np. retuszu życiorysów narodowych bohaterów, serwując je podziurawione jak szwajcarski ser? (taka kuriozalna sytuacja dotyczy ostatnio Słowacji - zob.: Niewygodne pytanie). Czy też mamy do czynienia z novum: precyzją neutralności?
Czy ŚWIĘTY Mikołaj z Flüe (kanonizowany w 1947 r. przez Piusa XII, i ogłoszony patronem Szwajcarii), radca stanu, sędzia który spłodził dziesięcioro (!) dzieci, a potem opuścił je i żonę (to by może uszło uwadze "neutralnych", bo przecież to taaakie współczesne), aby zostać pustelnikiem (to już opresyjna konotacja religijna), a jako pustelnik cieszył się powszechnym autorytetem również ws. wagi państwowej (zapewne poobwieszany znakami "religijnej opresji") nie narusza współczesnego arcywydumanego porządku rzeczy?
Pewnie, że narusza. I pewnie byłby dziś szczególnie niebezpiecznym religijnym agresorem, zważywszy na przypisywane mu słowa: „Niech imię Jezusa będzie waszym pozdrowieniem, niech Duch Święty będzie waszą ostateczną zapłatą”. Cóż za bezczelny fundamentalistyczny imperatyw... I to w Szwajcarii!
No dobrze, dość tych złośliwości. Wszak sam święty z Flüe człowiekiem pojednania i pokoju był. Pozostały po nim świadectwa epoki i duchowy testament, którym jest modlitwa brata Niklausa von Flüe:
Mój Panie i mój Boże, oddal ode mnie wszystko to, co mnie oddala od Ciebie.
Mój Panie i mój Boże, daj mi wszystko, co mnie przybliża do Ciebie.
Mój Panie i mój Boże, odwiąż mnie ode mnie samego, abym oddał się cały Tobie.
A jak naprawdę rzecz się miała z rozstaniem z małżonką, którą kochał po kres swych dni? Iście niepoprawnie. O tym między innymi opowiada poniższy film:
Mikołaj z Flue. Budowniczy pokoju.
wiara
Z redakcją „Gościa" związany od roku 2006 r. Religioznawca, członek Polskiego Towarzystwa Afrykanistycznego. Autor książek „Tego drzewa nie zetniesz. Historie z czarami w tle" (zbiór reportaży z Tanzanii, Kenii, Zambii, Nigerii i Ugandy) oraz reportażu „Krew Aczoli. Dziesięć lat po zapomnianej wojnie na północy Ugandy", za który otrzymał Grand Prix Mediatravel 2017 w kategorii książka podróżnicza roku oraz Nagrodę Polskiego Towarzystwa Afrykanistycznego za najlepszą książkę roku 2017 o tematyce afrykanistycznej w kategorii publikacji popularno-naukowej. Autor wystaw fotograficznych ukazujących życie codzienne w krajach Afryki. Publikacje w „Misyjnych drogach", „Poznaj Świat", „Catholic Mirror" (Kenia), „Magazynie Familia", „Warto", „W drodze", „Almanachu Prowincjonalnym", „Tygodniku Powszechnym". Związany z organizacjami pomocowymi w Ugandzie i Kenii. Motto: „Pokochajcie Afrykę!" (kard Charles Lavigerie).
Kontakt:
krzysztof.blazyca@gosc.pl
Więcej artykułów Krzysztofa Błażycy