W Opolu dyskutują o obecności Ewangelii we "Władcy Pierścieni". Tymczasem ona musiała się tam znaleźć. W przeciwnym razie Tolkien zaprzeczyłby samemu sobie.
26.10.2012 18:15 GOSC.PL
Tolkien to chyba najpopularniejszy autor świata. Twórca najbardziej spójnego, fikcyjnego świata. Jego wizja jest opisana w wielu opowieściach. Wśród nich szczególną rolę odgrywają "Silmarillion", "Władca Pierścieni" i "Hobbit". Postawienie tezy, że twórczość angielskiego pisarza jest na wskroś chrześcijańska zapewne wzbudziłoby sprzeciw licznych, niewierzących fanów Mistrza fantastyki. Parę lat temu zostałem za taki zabieg skrytykowany na największym chyba forum dyskusyjnym fanów pisarza. A jednak z uporem maniaka powtórzę raz jeszcze: Śródziemie i jego mieszkańcy są w każdym calu swojego literackiego bytu przesiąknięci duchem chrześcijaństwa. I to w najlepszym rozumieniu tego określenia.
Od razu jednak uspokoję tych, których takie postawienie sprawy może bulwersować: to w żadnym wypadku nie odbiera "Władcy" i innym opowieściom ich uniwersalnego wymiaru. Ale podobieństwa nie sposób nie dostrzec. Już wizja stworzenia świata w "Silmarillionie" łączy się z obrazem rebelii jednego z duchów imieniem Melkor, który nie chce służyć Stwórcy. Później, przez wiele rozdziałów możemy obserwować bunt elfów, pierworodnych Dzieci Iluvatara, którzy muszą opuścić Błogosławione Królestwo. Czyż historia ta nie przypomina niewierności Narodu Wybranego wobec Boga, o której czytamy na kartach Starego Testamentu? Podobny zresztą jest wydźwięk pychy Numenorejczyków, którzy zwiedzeni podszeptami Saurona doświadczają wielkiego upadku swojej cywilizacji. I oni udają się na wygnanie, ale dobry i miłosierny Iluvatar nie opuszcza swoich dzieci i troszczy się o nich nieustannie. A gdy zły Sauron odzyskuje siły i pragnie odzyskać Pierścień Władzy, by zapanować nad wszystkimi, wolnymi ludami Śródziemia, dziwnym zrządzeniem losu w historii pojawia się prosty lud hobbitów.
To do jednego z niziołków właśnie trafia Pierścień. Frodo Baggins - bo tak nazywa się ów hobbit - zostaje powołany do tego, by zniszczyć przeklęty przedmiot w ogniu góry Orodruiny. Ale realizacja tej misji nie jest tylko zwykłą przygodą. To dla młodego hobbita podróż życia, prawdziwa walka o wierność zadaniu, zacięty bój z własnymi słabościami i wątpliwościami oraz pokusą, jaką stanowi Pierścień. To historia upadków i powstawania. Historia o przyjaźni i Bożej Opatrzności w życiu bohaterów. Historia o tym, że są sprawy, za które warto oddać życie.
I nie chcę wchodzić w dyskusję o tym, czy Tolkien chciał uczynić swoje opowieści odbiciem Pisma Świętego czy też nie. Nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. Istotne jest jednak to, że człowiek, który żył Słowem Bożym i żywą wiarą, nie mógł napisać czegoś, co nie byłoby przeniknięte tym samym duchem. W przeciwnym razie zaprzeczyłby samemu sobie. Zresztą sam pisarz stwierdził, że najpiękniejsza opowieść świata to Ewangelia. To Opowieść Prawdziwa. Pozostałe są jedynie lepszymi, lub gorszymi komentarzami do niej.
Tolkien napisał jeden z najlepszych komentarzy. Jestem o tym przekonany.
Wojciech Teister