Nowy numer 13/2024 Archiwum

Afirmacja przez upodlenie?

Kazimiera Szczuka postuluje legalizację prostytucji. To się nazywa feministyczna obrona godności kobiet!

Postulat legalizacji prostytucji powraca co pewien czas. Jego zwolennicy mówią, że to zjawisko było, jest i będzie, a jak się je zalegalizuje, to prostytutkom będzie lepiej, a państwo będzie miało dochody.

Na pierwszy rzut oka jest w takim myśleniu jakaś bezradność: „No tak, to jest zło, ale cóż możemy na to poradzić?” Tylko, że jeśli uważa się prostytucję za zło, to poprawianie warunków popełniania tego zła jest raczej ułatwieniem niż utrudnianiem jego rozwoju, prawda?

Zauważmy też, że legalizacja prostytucji nie mieściłaby się w granicach demokratycznego państwa prawa. Bo demokracja to - mówiąc najprościej - wola większości plus prawa człowieka. Pierwszy warunek być może udałoby się kiedyś spełnić, tzn. prostytucję można byłoby zalegalizować wolą jakiejś większości parlamentarnej. Ale nie da się jej pogodzić z prawami człowieka. Bo pierwszym z nich - uznawanym w najważniejszych paktach międzynarodowych z Powszechną Deklaracją Praw Człowieka włącznie - jest niezbywalna godność człowieka. „Niezbywalna” to znaczy, że tej godności nie można sprzedać, pozbyć się jej nawet z własnej, nieprzymuszonej woli. To prawda, że wiele kobiet i mężczyzn pozwala się traktować tak, jakby tej godności byli pozbawieni. Ale czym innym jest faktyczne łamanie praw człowieka, a czym innym jest zinstytucjonalizowanie ich łamania. Tak jak czym innym jest samobójstwo, a czym innym byłaby zgoda na legalizację "usług" ludzi zabijających tych, którzy im za to zapłacą. To nie mieściłoby się w granicach demokratycznego państwa prawa, a tak przecież Konstytucja nazywa Rzeczpospolitą.

Między innymi dlatego prostytucja powinna być poza prawem. Do dyskusji może być najwyżej to, czy karać same prostytutki (ten model nie znalazłby pewnie wielu zwolenników), czy sutenerów (tak jest w Polsce), czy klientów prostytutek (model skandynawski).

Powtórzmy raz jeszcze: to prawda, że prostytucja sieje spustoszenie w dziedzinie duchowej, emocjonalnej, zdrowotnej i pewnie wielu innych. Ale to są tylko skutki. Przyczyna tego zła tkwi w deptaniu  ludzkiej godności, traktowaniu człowieka jak rzeczy.

Część feministek i lewicowców o tym wie. Np. lewicowa premier Islandii Johanna Sigurdardottir, która stwierdziła, że „kobiety są równouprawnionymi obywatelkami a nie towarem na sprzedaż”.

Kazimiera Szczuka i jej towarzyszki najwyraźniej o tym nie wiedzą. A szkoda. Bo obrona godności kobiet jest polem, na którym feministki mogłyby działać ramię w ramię z Kościołem.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jarosław Dudała

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, z wykształcenia prawnik, były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 r. pracuje w „Gościu Niedzielnym”. Jego obszar specjalizacji to problemy z pogranicza prawa i bioetyki. Autor reportaży o doświadczeniach religijnych.

Kontakt:
jaroslaw.dudala@gosc.pl
Więcej artykułów Jarosława Dudały