Wielka manifestacja

Manifestacja w obronie Telewizji Trwam była wielka nie tylko ze względu na liczbę osób w niej uczestniczący, ale także z powodu jej przebiegu.

Jeśli ktoś uczestniczył w sobotę w marszu w obronie Telewizji Trwam, a potem oglądał relacje z tego wydarzenia w programach informacyjnych największy telewizji, zapewne pomyślał, że uczestniczył w innym wydarzeniu. Podejrzewając, że relacje będą stronnicze wybrałem się osobiście na manifestację. Tym bardziej, że dzień przed jej rozpoczęciem premier Donald Tusk zapowiadał, że jeśli manifestacja ta przerodzi się w zamieszki, „akty przemocy łamania prawa czy naruszania prawa” - „to oczywiście państwo będzie reagowało”. Byłem ciekawy, czy rzeczywiście spełni się wizja premiera.

Nie spełniła się, a nawet było dokładnie odwrotnie. Kilkadziesiąt tysięcy osób, choć PAP podał około 20 tys., w rzeczywistości ich liczba była bliższa 100 tys., bowiem gdy czoło manifestacji doszło pod kancelarię premiera, jeszcze nie wszyscy jej uczestnicy ruszyli z Placu Trzech Krzyży. Dominowały biało czerwone flagi. Na niektórych z nich były napisy miejscowości, z których przybyli manifestanci, a były to nazwy z całej Polski. Pojawiały się też transparenty z hasłami wyrażającymi poparcie dla Telewizji Trwam, a także przeciwko KRRiTV, która odmówiła miejsca na multipleksie TV Trwam oraz transparenty antyrządowe, choć były one w mniejszości, były też flagi z nazwami prawicowych partii. Zarówno homilia bp Antoniego Dydycza, jak i przemówienie o. Tadeusza Rydzyka były rzeczowe i merytoryczne, choć krytyczne w stosunku do niektórych zjawisk, ale bez żadnych stwierdzeń, które można by zinterpretować jako wzywanie do jakichkolwiek aktów przemocy. Sama manifestacja przebiegła niezwykle godnie, bez żadnych incydentów, choć część haseł na transparentach miała polityczny charakter, a ich autorzy łączyli decyzję KRRiTV z konfrontacyjnymi zachowania premiera Tuska wobec Kościoła, które miały miejsce w ostatnich tygodniach. Stąd pojawiające się na transparentach zarzuty i walkę z Kościołem w Polsce. Ludzie idący w marszu stanowili przekrój całego społeczeństwa, starzy i młodzi, rodziny z małymi dziećmi w wózkach i kobiety w ciąży, robotnicy, rolnicy i inteligencji. Polacy, którzy nie tylko nie wstydzili się nieść biało czerwonych flag, ale byli z tego dumni, nawet bardzo. Atmosfera przypominała lata 80. i festiwal Solidarności.

Jednak tego wszystkiego w największych telewizjach nie można było zobaczyć. Nie pasowało to do wizji premiera i obrazu żądnych wojny i obalenia demokracji frustratów. A właśnie w taki sposób od kilku tygodni są przedstawianie w mainstreamowych mediach obrońcy Telewizji Trwam. Tym razem te media nie znalazły zachowań, które potwierdziłyby ich tezy. Skupiły się więc na przemówieniach prezesa PiS i szefa Solidarnej Polski, przemówieniach, które były końcowym elementem manifestacji, najkrótszym i bynajmniej nie najważniejszym. Tysiące uczestników manifestacji przyszło tam nie z powodów tego, że zostali wezwani przez liderów partii opozycyjnych, bo na tego rodzaju polityczne wiece przychodzi co najwyżej kilkaset – do kilku tysięcy osób, ale nie prawie 100 tys. Przyszli, bo uznali, że decyzja KRRiTV jest zagrożeniem dla wolności słowa i praw katolików w Polsce.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bogumił Łoziński

Bogumił Łoziński

Zastępca redaktora naczelnego „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Polska”.
Pracował m.in. w Katolickiej Agencji Informacyjnej jako szef działu krajowego, oraz w „Dzienniku” jako dziennikarz i publicysta. Wyróżniony Medalem Pamiątkowym Prymasa Polski (2006) oraz tytułem Mecenas Polskiej Ekologii w X edycji Narodowego Konkursu Ekologicznego „Przyjaźni środowisku” (2009). Ma na swoim koncie dziesiątki wywiadów z polskimi hierarchami, a także z kard. Josephem Ratzingerem (2004) i prof. Leszkiem Kołakowskim (2008). Autor publikacji książkowych, m.in. bestelleru „Leksykon zakonów w Polsce”. Hobby: piłka nożna, lekkoatletyka, żeglarstwo. Jego obszar specjalizacji to tematyka religijna, światopoglądowa i historyczna, a także społeczno-polityczna i ekologiczna.

Kontakt:
bogumil.lozinski@gosc.pl
Więcej artykułów Bogumiła Łozińskiego