Obrońcy „kompromisu aborcyjnego” okopali się, choć dawno można było pójść do przodu.
15.12.2011 15:29 GOSC.PL
„Nie ruszajmy kompromisu aborcyjnego, bo wahadło odbije w drugą stronę i będzie pełna dowolność przeprowadzania aborcji” – tak mówili i mówią „obrońcy życia”, którzy nie poparli projektu ustawy całkowicie chroniącej ludzkie życie. Było w tym stwierdzeniu założenie, że wrogowie życia nie przeprowadzają swoich planów pełnej liberalizacji aborcji, bo są uprzejmi i nieskłonni do zwady. Szanują „kompromis aborcyjny”, bo widocznie względnie satysfakcjonuje ich legalne zabijanie ponad 600 dzieci rocznie. Woleliby więcej, ale skoro „fanatycy” dają im tyle, no to wezmą i na tym poprzestaną. Wara jednak naruszyć ten kompromis! Natychmiast uruchomią swoje możliwości i ruszy taki efekt wahadła, że się nie pozbieramy. Wprowadzą aborcję na życzenie, a jak się da, to nawet bez życzenia.
A otóż oni nie mają żadnych możliwości. Cała ich siła, to nasz strach. „Nasz” – czyli ludzi, którzy wiedzą, że aborcja to zabójstwo, ale ponad szacunek dla ludzkiego życia i miłość do bezbronnych maleństw przedkładają tchórzliwą kalkulację. I nie tylko tchórzliwą, lecz także pozbawioną podstaw.
„Oni” nie przeprowadzają swoich zamiarów, bo po prostu nie mogą. Dziś (15 grudnia) minął termin, w którym aborcjoniści zamierzali złożyć do Sejmu 100 tysięcy podpisów z poparciem liberalizacji aborcji. Z udziałem kilkudziesięciu organizacji i z pomocą Ruchu Palikota zebrali ledwo 30 tysięcy (przeczytaj informację Spektakularna klęska feministek). Jeśli zestawić to z 600 tysiącami podpisów, które zebrano za życiem, wychodzi proporcja 1:20. To jest realny stosunek sił. Wahadło nie rusza, bo po prostu nie może. Zwolennicy zabijania dzieci są krzykliwi, mają na swoje usługi wpływowe media i nadzwyczaj głośnych polityków, ale to się nijak nie przekłada na rzeczywiste poparcie społeczne. To są dilerzy pustki, akwizytorzy nicości. Za nimi stoi niewielu, a i ci w większości zmienią zdanie, gdy zmieni się prawo. Bo prawo ma funkcję wychowującą – aby tylko było dobre.
Już najwyraźniej mało kto kupuje śmierć dzieci w opakowaniu troski o życie kobiet.
Warto, żeby sobie to uświadomili parlamentarzyści, którzy poza słupkami w sondażach poparcia świata nie widzą. Jeśli już nie stać was na odwagę w obronie podstawowych wartości, stańcie za życiem choćby dlatego, że wyborcy was za to nie ukarzą.
Dużo wody upłynęło od czasu wprowadzenia ograniczeń w przeprowadzaniu aborcji. Niestety, upłynęło również dużo krwi. Najwyższy czas, żeby krew przestała płynąć.
Franciszek Kucharczak