Z czarnymi dziurami jest ten kłopot, że ich nie widać. Doskonale widać za to efekty ich działania. Chociażby w naszej galaktyce. Właśnie odkryto dwie najcięższe czarne dziury ze wszystkich dotychczas znanych.
Czarne dziury są tak ciężkie, że potężna siła grawitacji nie pozwoli wyrwać się z ich powierzchni nawet światłu. Oczywiście nie tylko światłu, także materii. Te obiekty są często porównywane do kosmicznych odkurzaczy. Chyba bliżej im do lejków, do których wpada woda i tworzy na ich brzegach wir. Podobny wir powstaje, gdy z wypełnionej wanny albo umywalki ktoś wyciągnie korek. Wirująca woda to materia znajdująca się w otoczeniu czarnej dziury. To gwiazdy, planety czy obłoki pyłu. Choć czarnej dziury nie widać bezpośrednio, widać „wir” wpadającej do niej (czy właściwie na jej powierzchnię) materii. Materia zaczyna wirować, a następnie zostaje „wciągnięta” do środka. Wirująca masa (zwana dyskiem akrecyjnym) jest rozgrzewana do niewyobrażalnej wręcz temperatury, a jej energia zostaje wypromieniowana jako promieniowanie rentgenowskie. Ten efekt bardzo wyraźnie rejestrują np. teleskopy kosmiczne. Jest jeszcze jeden sposób na „obserwowanie” czarnych dziur. Promienie światła mogą być zakrzywiane przez dużą masę. Z punktu A do B promień światła porusza się po linii prostej. Tak mówi intuicja. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana. Promień może zostać ugięty – tak jak linijkę można ugiąć, naciskając na nią palcem, tak promień świetlny zakrzywia obecność na jego drodze dużej masy. Gdy widać ugięcie światła (tzw. soczewkowanie grawitacyjne), wiadomo, że gdzieś po drodze musi znajdować się duża masa (spore źródło grawitacji). Na przykład czarna dziura.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek