Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości (Hbr 12, 11).
Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości (Hbr 12,11).
W dzieciństwie słyszałeś: „Jak będziesz niegrzeczny, Bozia się pogniewa”. Jako dorosły komentowałeś: „To kara za jego/jej grzechy”. Albo: „To dopust Boży, żeby się opamiętać”. Obraz Boga karcącego i karzącego, Boga, który nas oskarża, tropi każdy zły postępek i jak surowy ojciec karze za nieposłuszeństwo, ma się zaskakująco dobrze w czasach, kiedy karcenie i dyscyplina wypadają z wychowawczych kanonów.
Czy bolesne doświadczenia są karą Bożą? Czy cierpienie jest stygmatem Jego niełaski, znakiem Jego odwróconego w gniewie oblicza? Te pytania są zadawane tak często, że brzmią jak banał. Nie są jednak banałem dla tych, którzy muszą się z nimi zmierzyć w konkrecie swojego losu.
Cierpienie jest wpisane w nasze życie, choć samo w sobie nie ma sensu. Aby jednak łatwiej było je znieść, próbujemy ten sens odnaleźć, zracjonalizować odczuwany ból, nadać mu rangę. I tu otwiera się przed nami wybór: albo uznamy, że to Bóg je na nas zsyła, albo zobaczymy w nim Jego miłość. W pierwszym wariancie skazujemy się na cierpienie spotęgowane, wywołane poczuciem żalu, niesprawiedliwości, rozczarowania i bezsiły. W drugim – cierpienie staje się szansą na dojrzewanie, na przemianę. Na pokój i uświęcenie.