nie będzie się wspominać dawniejszych dziejów ani na myśl one nie przyjdą (Iz 65, 17)
nie będzie się wspominać dawniejszych dziejów ani na myśl one nie przyjdą (Iz 65, 17)
To nie jest fragment podważający sens pracy historyków. To nie jest pochwała osobistej i społecznej amnezji. Choć na pierwszy rzut oka może się wydawać, że przy dzisiejszym słowie wszelkie grzebanie w archiwach i szukanie w przeszłości źródeł wyjaśniających teraźniejszość mija się z powołaniem nowych ludzi. To wrażenie może potęgować fakt, że w tej samej Księdze Izajasza w dwóch miejscach mamy bardzo podobne zdania. Dziś czytamy rozdział 65 - „Oto Ja stwarzam nowe niebiosa i nową ziemię; nie będzie się wspominać dawniejszych dziejów ani na myśl one nie przyjdą” – ale już w rozdziale 43 znajdują się słowa: „Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie?” (Iz 43,18-19).
Nie, to nie jest zachęta dla historyków, by zmienili zawód. Gdy zapytałem o to przed laty kard. Grzegorza Rysia – historyka Kościoła – odpowiedział: - Słowa Izajasza to jest obietnica, że człowiek nie jest uwięziony w historii. Czym innym jest ogląd historii, jaki ma historyk, a czym innym jest ogląd przeszłości i teraźniejszości, jaki ma prorok. Ufamy, że prorok z natchnienia Bożego ma inną i - ponieważ przychodzi ona od Boga - wiarygodniejszą (!) intuicję. Prorok potrafi, tak jak Ezechiel, stanąć nad doliną pełną wyschłych kości i powiedzieć, że z tego jeszcze powstanie wojsko, bardzo silne. Żaden historyk pewnie by tego nie powiedział. Ta obietnica Pana Boga jest bardzo ważna, bo Bóg jest najważniejszym z aktorów ludzkiej historii. Nie widzimy Go tylko ponad czasem i historią, ale również w samym jej środku. A dokąd On jest jednym z graczy tej historii, to wszystko jest możliwe.
Czytam dzisiejszy fragment z 65 rozdziału w kontekście jego echa we wspomnianym rozdziale 43: można tak mocno utknąć we wspominaniu przeszłości, że nie rozpozna się nowych rzeczy, które na naszych oczach dokonuje Stwórca. Na naszych oczach, choć te nieraz wydają się „niejako na uwięzi”, jak u uczniów idących do Emaus (Łk 24, 16).
Jeżeli nie zobaczycie znaków i cudów, nie uwierzycie. J 4,48
Jezus odszedł z Samarii i udał się do Galilei. Jezus wprawdzie sam stwierdził, że prorok nie doznaje czci we własnej ojczyźnie, kiedy jednak przyszedł do Galilei, Galilejczycy przyjęli Go, ponieważ widzieli wszystko, co uczynił w Jerozolimie w czasie świąt. I oni bowiem przybyli na święto.
Następnie przybył powtórnie do Kany Galilejskiej, gdzie przedtem przemienił wodę w wino. A był w Kafarnaum pewien urzędnik królewski, którego syn chorował. Usłyszawszy, że Jezus przybył z Judei do Galilei, udał się do Niego z prośbą, aby przyszedł i uzdrowił jego syna, był on już bowiem umierający.
Jezus rzekł do niego: «Jeżeli nie zobaczycie znaków i cudów, nie uwierzycie».
Powiedział do Niego urzędnik królewski: «Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko».
Rzekł do niego Jezus: «Idź, syn twój żyje». Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i poszedł.
A kiedy był jeszcze w drodze, słudzy wyszli mu naprzeciw, mówiąc, że syn jego żyje. Zapytał ich o godzinę, kiedy poczuł się lepiej. Rzekli mu: «Wczoraj około godziny siódmej opuściła go gorączka». Poznał więc ojciec, że było to o tej godzinie, kiedy Jezus rzekł do niego: «Syn twój żyje». I uwierzył on sam i cała jego rodzina.
Ten już drugi znak uczynił Jezus od chwili przybycia z Judei do Galilei.
Jeżeli nie zobaczycie znaków i cudów, nie uwierzycie. J 4,48
Chodzili za Jezusem z powodu znaków i cudów. Pamiętali o weselu, na którym nie zabrakło wina, bo On zainterweniował. Widzieli, co uczynił w Jerozolimie, jak powyrzucał kupców i obiecał, że w trzy dni odbuduje świątynię. Słyszeli o rzeczach, które nie mieściły się im w głowie. Stąd wyrzut Jezusa: „Jeżeli nie zobaczycie znaków i cudów, nie uwierzycie”. Takie podejście staje się pułapką i czyni z człowieka niewolnika cudów. Jestem przy Nim tylko z ich powodu i tylko o nie proszę w modlitwach. Gonię za nimi. Szukam ich. Szukam cudów, a nie Cudotwórcy. Wyznajemy co niedzielę, że On umarł i zmartwychwstał. Czyż to nie cud nad cudami? Czy to nam nie wystarczy, aby pójść za Nim?
Ewangelia z komentarzem. Szukam cudów, a nie CudotwórcyPamiętacie państwo jaką śmiercią umarł Azja Tuhajbejowicz? To prawda, pytanie nie było zbyt trudne. Nawet jeśli ktoś nie przebrnął przez "Pana Wołodyjowskiego" to widział film albo serial.
Pamiętacie państwo jaką śmiercią umarł Azja Tuhajbejowicz? To prawda, pytanie nie było zbyt trudne. Nawet jeśli ktoś nie przebrnął przez "Pana Wołodyjowskiego" to widział film albo serial. Azja umarł wbity na pal. Owszem, śmierć okrutna, ale też człowiek ten bardzo się starał, żeby na nią zasłużyć. A teraz kolejne pytanie: co trzeba zrobić, żeby zostać skazanym na śmierć jeszcze okrutniejszą od tej? A uwierzcie państwo, że okrucieństwo można tutaj zwiększyć, owijając pal pętlami ze sznura. Rzecz była tak spektakularna, że autorzy Passio, czyli opisu męki dzisiejszego patrona, skwapliwie fakt ten odnotowali zarówno w języku greckim, jak i ormiańskim. Ile zatem zła trzeba uczynić, by zostać w ten nieludzki sposób pozbawionym życia? W V wieku w Persji wystarczyło być chrześcijaninem, tak jak Benjamin, diakon biskupa Susy, Abdasa. Według przekazów, którymi dysponujemy, wyróżniał się na tle innych uczniów Chrystusa odwagą i wymową. Dlatego kiedy około roku 420 w Persji wybuchło prześladowanie, Beniamin szybko trafił do więzienia. Spędził w nim około dwóch lat, gdy na mocy pokojowego traktatu, zawartego pomiędzy cesarzem Bizancjum a Persami, król perski przerwał prześladowanie i ogłosił amnestię. Beniamin mógł zatem wraz z innymi uwięzionymi chrześcijanami wyjść na wolność. Podczas jednak gdy inni po opuszczeniu lochów znikli z horyzontu dziejów, to on na trwale się w nich zapisał. Dlaczego? Bo odzyskanej wolności po raz kolejny użył dla dobra swoich pobratymców – po prostu nie mógł nie głosić im Dobrej Nowiny. Tym którzy czcili niszczycielską moc ognia, opowiadał o ogniu miłości Chrystusa, którego nie sposób ugasić, ani zachować w tajemnicy. Wobec tak jawnego działania, uwięzienie Beniamina było tylko kwestia czasu. Kiedy więc Persja wraz z nowym władcą wypowiedziała Bizancjum wojnę, prześladowanie chrześcijan, posądzanych o procesarskie sympatie znowu stało się faktem. Tym razem jednak Beniamin trafił do więzienia tylko na chwilę. W sam raz tak długą, by przygotować dla niego narzędzie śmierci i publicznie go na nim stracić. Był rok 424, gdy św. Beniamin, diakon i męczennik odszedł z tego świata, jak największy zbrodniarz, by w oczach Boga stać się odtąd – jak wierzymy - ukochanym dzieckiem. Beniaminkiem właśnie.
Perły ukryte w liturgii słowa odkrywają księża: Szymon Kiera, Tomasz Kusz, Marcin Piasecki i Piotr Brząkalik. Słuchaj codziennie.