Przyciągnięci przez Jasnogórską Matkę. Opowieści paulińskie

22.08.2024 00:00 GN 34/2024

publikacja 22.08.2024 00:00

Ten obraz jest jak magnes – ma ogromną siłę przyciągania. Posłuchajcie opowieści tych, którzy zostali pociągnięci przez „Tę, co jasnej broni Częstochowy”.

Przyciągnięci przez Jasnogórską Matkę. Opowieści paulińskie Henryk Przondziono /Foto Gość

Kto czyta, nie błądzi

O. MICHAŁ LEGAN, filmoznawca, kierownik Redakcji Audycji Katolickich TVP, mieszka w warszawskim klasztorze przy Długiej

Moje powołanie zrodziło się w jasnogórskiej bibliotece. Wśród 13 159 starodruków. Gdy skończyłem podstawówkę, mama zabrała mnie na Jasną Górę, bym poznał sanktuarium. W bibliotece klasztornej pracowała moja ciocia Genia. Chyba mnie polubiła, bo rzuciła kiedyś: „Jeśli będziesz miał wolny czas, na przykład w ferie czy w wakacje, przyjedź tu i pod pozorami sprzątania magazynów, pobuszuj w bibliotece”. Przesiedziałem w tej bibliotece całe długie tygodnie! Coś pięknego! Chodziłem z mopem między kilometrami regałów, spędzałem całe dnie, dotykając obwolut książek i wybierając te, które mnie zainteresowały. Raj na ziemi. Pokochałem Jasną Górę od tej strony i myślę, że miało to ogromny wpływ na moją decyzję wyboru zakonu i tego, by stał się moim domem. Przypatrywałem się przy okazji życiu paulinów i… tak się zrodziło moje powołanie. Spałem w domu pielgrzyma z oknem wychodzącym na stragan z muzyką religijną. Całe wakacje słuchałem „Barki” i Arki Noego. Człowiek jest w stanie znienawidzić muzykę religijną na cale życie. (śmiech)

Przyciągnięci przez Jasnogórską Matkę. Opowieści paulińskie   Roman Koszowski /Foto Gość

To ja ci kiedyś coś powiem

O. TOMASZ TLAŁKA, mieszka w klasztorze w Świdnicy

Pierwszy pobyt na Jasnej Górze pamiętam jak przez mgłę. Pojechałem z mamą jako dziecko. W Leśniowie zepsuł się nam autobus, więc mieliśmy dłuższy postój. Mama kupiła mi jakąś książkę, o którą prosiłem. I później przez lata oglądałem sobie w niej zdjęcia paulinów, byłem zaciekawiony. Wracałem do tej książki, a jednocześnie jakoś się jej bałem.

Od czwartej klasy chciałem być księdzem. Napisałem nawet o tym na polskim w wypracowaniu: „Kim chcesz zostać?”. „Chcesz być księdzem?” – rzuciła nauczycielka. „Jeszcze dziesięć tysięcy razy ci się to zmieni”. Nie zmieniło się.

W ósmej klasie już wiedziałem, że chcę być zakonnikiem. Kolega zabrał mnie na Jasną Górę, na czuwanie powołaniowe salwatorianów. Pojechaliśmy pociągiem. Zerkałem przy okazji na paulinów, wziąłem nawet adres do powołaniowca. Napisałem do niego, że chcę być paulinem. Zacząłem jeździć na powołaniówki do Leśniowa, na krakowską Skałkę. Miałem bardzo silne pragnienie, by zostać paulinem. I gdy już miałem iść do zakonu, na miesiąc przed maturą, zachorowałem. To pokrzyżowało mi wszystkie plany.

Wysiadły mi nerki, musiałem iść na dializy, mieć przeszczep. Nie rozumiałem tego. To było bardzo trudne, krzyżujące mnie doświadczenie. Czego ten Pan Bóg chce? Najpierw daje silne pragnienie, a potem fakty mówią co innego... Ogromne cierpienie, zmaganie. Przed maturą powiedziałem rodzicom, że chcę iść do paulinów. Do dziś pamiętam minę mamy. Była zdumiona i bardzo poruszona. Dziwiła się, bo myślała, że jeśli już, to pójdę do seminarium diecezjalnego. Na drugi dzień po tej rozmowie rzuciła krótko jedno zdanie: „To ja ci kiedyś coś powiem”. I tyle.

Gdy zachorowałem, Bóg zsyłał mi różne osoby, by mi pomóc. Na przykład biskupa Tadeusza Rakoczego. Byłem ministrantem, a on przyjechał do nas, do Żywca, na pogrzeb starego kanonika z naszej parafii. I wówczas jeden z księży powiedział mu, że tu jest taki chłopak (byłem schorowany, spuchnięty), który jest chory, ale chce iść do paulinów. Później się dowiedziałem, że biskup powiedział, że jeśli trzeba będzie zapłacić za operację, to on zapłaci. Bardzo poruszające… Ale pieniędzy nie trzeba było…

Już po przeszczepie zadzwonił do mnie rektor seminarium paulińskiego i powiedział, że na obiedzie u kardynała po „świętym Stanisławie” podszedł do rektora i do generała biskup Tadeusz i poprosił, żeby mnie przyjęli. Bardzo wiele mu zawdzięczam.

Poszedłem do zakonu. Po nowicjacie złożyłem pierwsze śluby. I wtedy przypomniałem sobie, że mama miała mi coś powiedzieć. Szliśmy na Jasnej Górze pod dziedzińcem, mieliśmy już wchodzić do kaplicy Matki Bożej, a ja porwałem ją na bok, na schody, i poprosiłem: „Mama, ty miałaś mi coś powiedzieć”. „A, to innym razem ci powiem”. „Nie! Powiedz mi teraz”. „No dobrze… Gdy tu byliśmy, jak byłeś mały, to modliłam się, żebyś tu służył Matce Bożej...”.

A rodzice nigdy mi niczego nie sugerowali, nie pisnęli o tym ani słówkiem. Zero presji. Co więcej, mama o tym zapomniała, bo była zdziwiona, gdy powiedziałem, że chcę iść do paulinów. Dopiero wtedy przypomniała sobie modlitwę sprzed lat.

Gdy już byłem w seminarium, dowiedziałem się, że w zakonie w latach 70. był gość z mojej parafii, który wystąpił z nowicjatu ze względu na pogarszający się stan wzroku. Sprawdziłem to, rozpoznałem tę osobę. Gdy spotkałem tego człowieka, powiedział mi, że cały czas się modlił, by ktoś z naszej parafii wstąpił do zakonu „za niego”. Bardzo mnie to dotknęło. Kaleka wystąpił ze względu na problemy zdrowotne i… kalekę Pan Bóg powołał. Powołał mnie chorego, z wielkimi zdrowotnymi problemami. Widocznie Pan Bóg kogoś takiego potrzebował. (śmiech)

Sama Jasna Góra jest dla mnie miejscem wskrzeszeń. Ludzie są tu wskrzeszani do nowego życia, nowej nadziei, nabierają nowych perspektyw. To ważna „przystań” ewangelizacyjna. Dlaczego? Bo tu przyjeżdżają wszyscy. Trafia do nas wiele osób, które nie spowiadały się od lat. Cały przekrój społeczeństwa. Przyjeżdżają młodzi z klasami maturalnymi. Ponad setka zakonników nie może narzekać na brak pracy.

Przyciągnięci przez Jasnogórską Matkę. Opowieści paulińskie   Henryk Przondziono /Foto Gość

Przytulenie

O. ROBERT DZIEWULSKI, mieszka w warszawskim klasztorze przy Długiej

Po raz pierwszy do Matki Bożej na Jasną Górę trafiłem z pielgrzymką z Lublina. To było w 1991 roku, gdy na VI Światowe Dni Młodzieży na spotkanie z Janem Pawłem II przybyło półtora miliona młodych ludzi z całego świata. Byłem uczniem Technikum Mechanizacji Rolnictwa, w Piotrowicach koło Lublina. Już wtedy znałem Maryję Jasnogórską, bo gdy miałem 4 lata, dostałem Jej wizerunek od mojej babci. I później przez całe dzieciństwo i dorastanie ta Matka Boża się cały czas przewijała.

Urodziłem się jako wcześniak, moje życie było zagrożone, ważyłem 1,8 kg. Wiem z opowiadania chrzestnej, że po moich narodzinach tata pobiegł od razu do kaplicy szpitalnej, by zamówić w mojej intencji Mszę Świętą, żebym przeżył, bo leżałem w inkubatorze. Dziś widzę, że Matka Boża mnie prowadziła. Zawsze gdy byłem na Jasnej Górze z pielgrzymką z Lublina, modliłem się o odnalezienie właściwego powołania.

Gdy już pracowałem w lubelskiej Fabryce Maszyn Rolniczych, pytałem coraz intensywniej: „Panie Boże, czy Ty chcesz, abym był księdzem?”. Rozeznawałem ten głos Boży. Zawsze gdy klęczałem przed obrazem Matki Bożej na Jasnej Górze, oddawałem Jej to i prosiłem o wskazanie mojej drogi powołania. Nie chciałem zmarnować życia, ale realizować pragnienia, które Pan Bóg wpisał w moje serce. Mówiłem Jej o tym za każdym razem.

Gdy już zdecydowałem, że chcę wstąpić do zakonu paulinów, modliłem się w kaplicy Matki Bożej Jasnogórskiej i nagle poczułem takie delikatne matczyne przytulenie. Usłyszałem wewnętrzny głos… To było konkretne doświadczenie, przytulenie, które trudno opisać słowami. Miałem wrażenie, że Matka Boża szepnęła mi: „Jestem naprawdę twoją matką, a ty moim wybranym synem, którego bardzo kocham. Chcę być obecna w twoim życiu w taki, a nie w inny sposób. Nie ma nikogo innego na ziemi, kto mógłby cię tak bardzo pokochać jak mój Syn i Ja”.

Poszedłem za głosem powołania. Pamiętam, że gdy ojciec Stanisław Turek, generał zakonu, zapytał mnie na pierwszej rozmowie: „A co chciałbyś robić?”, odparłem: „Służyć Matce Bożej, zakonowi i ludziom, których Pan Bóg postawi na mojej drodze”. I Bóg wypełnia te słowa. Doświadczam prowadzenia Maryi, Jej konkretnej opieki. Dziękuję za to za każdym razem, gdy jestem w jasnogórskiej kaplicy. Doświadczam tego, że Ona nie przesłania Jezusa, ale prowadzi mnie do Niego, nieustannie na Niego wskazuje. Podnosi mnie, bo jestem grzesznikiem, i pokazuje bezinteresowną miłość Syna. Wiem, że zawsze mogę wrócić, że Bóg ze mnie nie zrezygnował, że daje mi życie wieczne zupełnie za darmo, że wszystko jest łaską.

Wielu rzeczy nie rozumiem, nie wiem, dlaczego mnie to czy tamto spotkało, dlaczego tak wiele przestrzeni naznaczonych jest krzyżem, cierpieniem, ale patrzę na Nią stojącą pod krzyżem i to dodaje mi sił. Rozmawiamy podczas 313. Warszawskiej Pielgrzymki, gdzie jestem odpowiedzialny za logistykę, transport, gastronomię. Ponieważ w ubiegłym roku miałem bardzo trudne doświadczenie, bałem się tej pielgrzymki, ale wiem, że Matka Boża nawet z największego trudu, cierpienia, wyprowadza dobro, i zdecydowałem, że chcę iść. Chcę być dla tych, którzy podejmują trud pielgrzymowania. Po to, by im służyć.

Przyciągnięci przez Jasnogórską Matkę. Opowieści paulińskie   Archiwum O. Roberta Dziewulskiego
Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.