Obraz, papieska klątwa i wielka historia

Jan Hlebowicz Jan Hlebowicz

|

Historia Kościoła 03/2024

publikacja 18.04.2024 00:00

Na przestrzeni wieków „Sąd ostateczny” Hansa Memlinga był obiektem pożądania Medyceuszy, niemieckiego cesarza Rudolfa II Habsburga, cara Rosji Piotra Wielkiego, Napoleona, nazistów i Sowietów. Namalowany w Brugii, miał zawisnąć w jednym z włoskich kościołów. W jakich okolicznościach trafił do Gdańska?

Obraz „Sąd ostateczny” Hansa Memlinga mimo burzliwej, ponad 550-letniej historii nigdy nie uległ większym zniszczeniom. To jeden z najlepiej zachowanych przykładów malarstwa niderlandzkiego na świecie. I jedno z najcenniejszych dzieł sztuki dawnej pozostających w polskich zbiorach. Jego wartość porównywalna jest tylko z „Damą z gronostajem” genialnego Leonarda da Vinci, przechowywaną w Muzeum Narodowym w Krakowie. Obraz „Sąd ostateczny” Hansa Memlinga mimo burzliwej, ponad 550-letniej historii nigdy nie uległ większym zniszczeniom. To jeden z najlepiej zachowanych przykładów malarstwa niderlandzkiego na świecie. I jedno z najcenniejszych dzieł sztuki dawnej pozostających w polskich zbiorach. Jego wartość porównywalna jest tylko z „Damą z gronostajem” genialnego Leonarda da Vinci, przechowywaną w Muzeum Narodowym w Krakowie.
MUZEUM NARODOWE W GDAŃSKU /GOŚĆ GDAŃSKI

Brugia, XV wiek. Miasto – położone w samym sercu późnośredniowiecznej Europy – tętniło życiem: po ulicach krążyli rzemieślnicy, kupcy i bankierzy pochodzący z ponad trzydziestu krajów. Szukali szczęścia, sławy, a przede wszystkim sposobności do powiększenia swojego majątku. Nic dziwnego – w Brugii przecinały się najważniejsze szlaki handlowe. Można było tu zarobić naprawdę duże pieniądze, handlując suknem, zbożem czy winem.

Miasto, nazywane flamandzką Wenecją, przyciągało czymś jeszcze – niezliczonymi warsztatami malarskimi prowadzonymi przez największych ówczesnych mistrzów. W Brugii regularnie pojawiali się wysłannicy dworów królewskich, książęcych i rodzin bankierskich poszukujący pereł niderlandzkiej sztuki. Wśród nich był Angelo Tani. W mieście zajmował się interesami Medyceuszy – potężnego florenckiego rodu, który stworzył pierwszy europejski bank. Pewnego dnia wstąpił do warsztatu sławnego w Brugii Hansa Memlinga i złożył u mistrza zamówienie – monumentalny tryptyk przedstawiający sąd ostateczny z Chrystusem zasiadającym na tęczy i Michałem Archaniołem w centrum.

Mistrz Memling nigdy wcześniej nie otrzymał tak dużego zlecenia. Zgromadził więc drogocenne barwniki i zamówił najlepsze deski. Z pewną obawą zabrał się do pracy, która, jak oceniał, miała potrwać co najmniej dwa lata. Tani się niecierpliwił, ale nie ponaglał mistrza. Doskonale wiedział, jak trudne i skomplikowane stało przed nim zadanie.

W końcu dzieło było gotowe. Wystarczyło je dokładnie zapakować i wysłać do kościoła w położonej niedaleko Florencji Fiesole. „Sąd ostateczny” wylądował w wielkiej, wymoszczonej słomą skrzyni, którą tragarze z mozołem wnieśli na pokład statku. Wszystko szło zgodnie z planem. Do czasu…

Do abordażu!

Był kwiecień 1473 roku. Od kilku lat Gdańsk jako członek Hanzy, czyli związku handlowego miast znad Bałtyku i Morza Północnego, walczył przeciwko potężnej Anglii. W wojnie tej jedną z pierwszoplanowych ról odgrywał gdańszczanin Paul Beneke, kaper pozostający w służbie miasta. Dowódca wielkiej karaweli „Peter von Danzig” zdążył wcześniej dokonać wielu spektakularnych akcji na morzu – pojmał Thomasa Cooka, burmistrza Londynu w latach 1462–1463, oraz zdobył wielki angielski okręt wojenny „Joen from Newcastle”. Kiedy 27 kwietnia postanowił zaatakować galery „Św. Jerzy” i „Św. Andrzej/Św. Mateusz”, które płynęły pod neutralną banderą Burgundii, nie przypuszczał, że właśnie otworzył sobie drzwi do europejskiej sławy i wielkiego bogactwa.

Oba statki były dobrze uzbrojone i miały liczną załogę. Beneke zdecydował się jednak przypuścić atak, wiedział bowiem, że galery przewożą cenny ładunek – jedwabne obicia, złote świeczniki, kunsztownie tkane tapiserie, kosztowności przeznaczone dla samego papieża i klejnoty burgundzkiej księżnej Małgorzaty. A przede wszystkim ałun, drogocenny minerał powszechnie wykorzystywany w średniowiecznej chemii do utrzymywania koloru na farbowanych tkaninach. Nie miał za to pojęcia, że ładownia skrywa także inny, niezwykły skarb – zamówiony przez współpracownika Medyceuszy obraz.

Beneke dał znak do ataku na wysokości portu Gravelines, położonego 25 kilometrów na zachód od Dunkierki. Mniejsza galera „Św. Jerzy” rozpoczęła ucieczkę, obierając kurs na Southampton. Kaper skoncentrował się więc na większym ze statków. Załoga „Peter von Danzig” była zaprawiona w bojach, doświadczona i zdeterminowana. Beneke nie wahał się – zarządził abordaż.

Na pokładzie „Św. Andrzeja/Św. Mateusza” padło najprawdopodobnie trzynastu członków załogi, a nawet stu mogło zostać rannych. Dowódca wielkiej karaweli w miejscu ataku spędził jeszcze kilka dni, przeładowując cenne towary i usuwając szkody, jakie w czasie walk poniósł dowodzony przez niego statek. Gdański kaper podzielił łupy między załogę i zaciężnych. Jemu samemu przypadł m.in. obraz przedstawiający sąd ostateczny.

Papież straszy…

Paul Beneke dotarł do Gdańska kilka miesięcy po przeprowadzonym ataku, 28 października 1473 roku. Nie zastanawiając się długo, przekazał zdobyczny tryptyk kościołowi Najświętszej Marii Panny. Dzieło Memlinga, które zawisło w największej ceglanej świątyni w całej Europie, z miejsca rozpaliło wyobraźnię mieszkańców położonego nad Motławą miasta. Gdańszczanie gromadzili się przy ołtarzu z „Sądem ostatecznym”, modląc się do Michała Archanioła ważącego na obrazie ludzkie dusze. Z niepokojem spoglądali na prawe skrzydło tryptyku, gdzie diaboliczne hybrydy wyposażone w szpony, zakrzywione dzioby i błoniaste, owadzie skrzydła spychają grzeszników w piekielną otchłań. Jedynym ratunkiem jawią się Boże przykazania – na tych, którzy ich przestrzegają, czekać będzie nagroda: niebiańska muzyka, przepiękne szaty i płatki kwiatów sypane przez zastępy aniołów. Gdańszczanie zastanawiali się tylko, dlaczego na 24 idących do nieba na lewym skrzydle przypada aż 32 strąconych do piekła. Czy to oznacza, że na sądzie ostatecznym więcej będzie potępionych niż zbawionych?

Tymczasem wieść o spektakularnej morskiej potyczce i przejętych przez Paula Beneke skarbach szybko obiegła europejskie dwory. Książę Burgundii Karol Śmiały niemal natychmiast wysłał za kaprem listy wzywające go do zwrotu towarów wycenianych nawet na 30 tysięcy florenów. Akcja gdańszczanina poważnie zaszkodziła sytuacji finansowej filii banku Medyceuszy w Brugii oraz jej kierownikowi Tommasowi Portinariemu. Nie dziwi więc, że także Włosi zaczęli usilnie zabiegać o odszkodowanie za towary przejęte przez kapra.

Po pewnym czasie zwrotu zagrabionego mienia zażądał nawet sam papież Sykstus IV. 24 czerwca 1477 r. wystosował do Rady Miasta Gdańska papieską bullę. W dokumencie padły nazwiska poszkodowanych, Wawrzyńca i Juliana Medyceuszy. Sykstus IV dał trzydzieści dni na zadośćuczynienie Florentczykom, w przeciwnym razie straszył rzuceniem klątwy uniemożliwiającej gdańszczanom uczestniczenie w praktykach religijnych. Kroki zmierzające do uzyskania rekompensaty za utracone dobra podjęła też Signoria Florencji, czyli Rada Komuny Florencji.

Władze Gdańska za każdym razem stanowczo odmawiały rekompensaty. Twierdziły, że Beneke posiadał list kaperski zezwalający mu na atakowanie wrogich hanzeatom statków, a za takie uznano galery przewożące towar Anglików.

Ostatecznie zrabowane skarby, w tym także „Sąd ostateczny”, pozostały w mieście. Sam Beneke, choć zmarł zaledwie cztery lata po swoim spektakularnym ataku, stał się najsławniejszym kaprem swoich czasów, inspiracją dla kolejnych pokoleń żeglarzy.

XVI-wieczny Gdańsk na rysunku Fransa Hogenberga, (1535-1590).   XVI-wieczny Gdańsk na rysunku Fransa Hogenberga, (1535-1590).
POLONA.PL

Wędrówki obrazu

Krążąca po Europie sława obrazu zdobytego w morskiej potyczce przez Paula Beneke nie umarła wraz z nieustraszonym kaprem. Ponad sto lat później dotarła do niemieckiego cesarza Rudolfa II Habsburga. Monarcha znany ze swojego zamiłowania do sztuki zatrudniał specjalnych agentów, których wysyłał za granicę, by wyszukiwali dzieła pasujące do jego bogatych zbiorów. W kolekcji monarchy znajdowały się obrazy Dürera, Bruegela, Tycjana, Rafaela, Tintoretta. Cesarz gotowy był zapłacić fortunę – 40 tysięcy talarów, by także „Sąd ostateczny” trafił w jego ręce. Gdańsk jednak odmówił.

W 1716 roku tryptykiem zainteresował się car Piotr I Wielki. Będąc w Gdańsku, zażądał obrazu w zamian za „zakończone pomyślnie dla miasta rokowania pokojowe”. Władze – sporo ryzykując – po raz kolejny odmówiły.

Niemal sto lat później gdańszczanom nie pozostawiono wyboru. Do miasta wkroczyły wojska francuskie. Z armią pojawił się w mieście baron Vivant Denon, dyrektor paryskiego Muzeum Napoleona. Gdy tylko ujrzał „Sąd ostateczny”, kazał jak najszybciej wywieźć go do Paryża i umieścić w Luwrze.

Po upadku Napoleona obraz został przewieziony do Berlina, gdzie chciano go zatrzymać, w zamian oferując kopię „Madonny Sykstyńskiej” Rafaela i stypendia dla gdańskich artystów. Jednak z powodu stanowczej odmowy mieszkańców dzieło Memlinga z powrotem trafiło do kościoła Mariackiego.

W czasie II wojny światowej tryptykiem zainteresowali się naziści. Najprawdopodobniej w 1944 roku obraz został wywieziony przez żołnierzy Hitlera i ukryty w kościele ewangelickim w miejscowości Helmershausen w górach Rhön w Turyngii. Odnaleziony dwa lata później przez wojska sowieckie, trafił do Leningradu, gdzie przez dekadę przechowywany był w Ermitażu.

Ostatecznie w 1956 roku powrócił przez Warszawę do Gdańska – tym razem nie do kościoła Mariackiego, tylko do Muzeum Narodowego, gdzie można podziwiać go do dziś.

Pisząc artykuł, korzystałem m.in. z książek: Beaty Możejko „Burzliwe dzieje wielkiej karaweli »Peter von Danzig«. Z »Sądem Ostatecznym« w tle”, „Z Brugii do Gdańska” Jacka Friedricha oraz pracy zbiorowej „»Sąd Ostateczny« Hansa Memlinga. Losy. Prawo. Symbole”.

 

Jan Hlebowicz

doktor historii, publicysta, pracownik IPN Gdańsk, w latach 2012-2018 dziennikarz „Gościa Niedzielnego”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?