Wielka cisza 2. Klasztor trapistów w Norwegii

ks. Adam Pawlaszczyk ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 13/2024

publikacja 28.03.2024 00:00

Nie ulega wątpliwości, że w Munkeby Mariakloster, półtora kilometra od XII-wiecznych ruin pierwszego klasztoru, Król nie śpi. Żyje i działa, choć niejako z ukrycia.

Nowy kościół  oraz klasztor trapistów zostały poświęcone  przez biskupa... trapistę. Nowy kościół oraz klasztor trapistów zostały poświęcone przez biskupa... trapistę.
ks. Adam Pawlaszczyk /Foto Gość

Czwarta nad ranem. W regionie Trøndelag w środkowej Norwegii, choć Wielkanoc tuż-tuż, w powietrzu rządzi jeszcze lekki mróz. A powietrze jest tu fascynująco czyste, pachnące naturą; sprawia, że śpi się tu jak zabity i chodzi głodnym jak wilk. Cała gmina Levanger jeszcze śpi, ale w Munkeby, którego nazwa znaczy tyle co „miejsce mnichów”, trzech Francuzów i jeden Irlandczyk wyłączają budziki. O ile w ogóle je nastawili poprzedniego wieczoru, przywykli do standardowego planu dnia. Jeden z nich wstąpił do trapistów, gdy inny się rodził. Kilkadziesiąt kilometrów stąd, w jednej z najpiękniejszych świątyń na świecie, spoczywa święty Olaf. O wiele bliżej, prawie „tuż za rogiem”, znajdują się kamienie ruin pierwszego klasztoru trapistów, tego z XII wieku.

Piękno norweskiej  natury skłania  do kontemplacji.   Piękno norweskiej natury skłania do kontemplacji.
ks. Adam Pawlaszczyk /Foto Gość

Czterej pancerni i kot

Nie tylko przy grobie Jezusa kobiety wyprzedziły mężczyzn. Także tu, w Trøndelag, jako pierwsze po wielowiekowej przerwie spowodowanej reformacją pojawiają się trapistki. Budują kościół i klasztor, w posadzce montują szkło z podpisem królowej, która przybyła na tę uroczystość. Dziesięć lat później na stronie internetowej dzielą się radością: „Od około dwóch lat wspólnota w Citeaux we Francji, macierzysty dom wszystkich klasztorów cysterskich na świecie, czuje wezwanie do rozpoczęcia obecności cystersów w Norwegii [trapiści to w rzeczywistości cystersi – pełna nazwa brzmi: Zakon Cystersów Ściślejszej Obserwancji – przyp. A.P.]. W przyszłym roku przyślą do nas czterech mnichów (w wieku od 31 do 81 lat), aby założyli klasztor niecałą godzinę drogi od nas”. Decyzja zapadła w 2007 roku. Dwa lata później mnisi wprowadzają się do Munkeby i rozpoczynają budowę kościoła oraz klasztoru. Poświęci je pod koniec 2023 roku biskup Eric Varden z Trondheim, również trapista. Wiele osób przyczyniło się do otwarcia nowej świątyni, która stoi na wzgórzu, na dwuhektarowej działce pośrodku pól. Ponoć luteranka wyhaftowała biały obrus ołtarzowy, co zajęło jej miesiące, sąsiad klasztoru wykuł kandelabry, a więźniowie z południowej Norwegii wykonali krzyże konsekracyjne. Trudno oprzeć się wrażeniu, że historia zatoczyła koło.

Dźwięk kościelnego dzwonu jest dla otoczenia świadectwem, że w Munkeby modlitwa nie ustaje.   Dźwięk kościelnego dzwonu jest dla otoczenia świadectwem, że w Munkeby modlitwa nie ustaje.
ks. Adam Pawlaszczyk /Foto Gość

Zupełnie niezainteresowany historią, z parapetu okna przestronnej klasztornej kuchni mruży oczy tłustawy kocur zabarwiony na grafitowo, choć to zapewne ten odcień, który znawcy kocich ras nazywają niebieskim. Nieźle mu się chyba powodzi na mniszej diecie, nie wygląda na takiego, który ogląda się za myszami. Dzień się budzi, niebo również zaczyna się robić niebieskie pomimo prognoz; klasztor obudził się już dawno. Trapiści: Joseph, Bruno, Joël i Arnaud rozpoczęli dzień modlitwą w kościele, na którą schodzą się siedem razy w ciągu dnia.

Norweskie krowy, francuski matematyk

– Przyślijcie nam postulantów z Polski, a my potem odeślemy ich do założenia nowej fundacji w Polsce – śmieje się Joël, przełożony wspólnoty, jeszcze nie opat, bo za mało ich do tego, by Munkeby nazywać opactwem. Modlą się o nowe powołania, bardzo im na nich zależy, a na wizytę gościa z „Gościa Niedzielnego” zgadzają się tylko dlatego, że liczą na odzew ze strony potencjalnych kandydatów do monastycznego życia. Joël wstępował do zakonu w roku, w którym Arnaud się rodził. I choć różnica wieku jest między nimi kolosalna, uwierzyć w to, że starszy ma grubo ponad osiemdziesiątkę, nie jest łatwo. Przypatruje się z uśmiechem, jak kosztuję ich specjałów – sera i chleba, które właśnie wniósł do rozmównicy Arnaud. – To ser francuski czy norweski? – pytam z pełnymi ustami, co łatwe nie jest, bo smakuje naprawdę wybornie. Okazuje się, że jest francusko-norweski, bo choć receptura pochodzi z Francji, mleko wyprodukowały norweskie krowy.

Powszedni gość zakonników upodobał sobie miejsce  za kuchennym oknem.    Powszedni gość zakonników upodobał sobie miejsce za kuchennym oknem.
ks. Adam Pawlaszczyk /Foto Gość

Rozmowa tylko na chwilę schodzi na lżejsze tematy; skoro rzadko można z nimi rozmawiać, trzeba zachować priorytety: – Co jest najważniejsze w życiu trapisty? – pytam. – To nie jest łatwe pytanie – mówi Arnaud i zamyśla się na dłuższą chwilę. Chce być precyzyjny, jak na matematyka i inżyniera przystało. W końcu odpowiada: – Dla mnie najważniejsze jest, żebym udzielił właściwej odpowiedzi na to, do czego wzywa mnie Bóg. Osobiście i we wspólnocie. – A do czego cię wzywa? – dopytuję. Odpowiedź sugeruje, że pomimo stosunkowo młodego wieku brat trapista do długich dialogów nie czuje się powołany, bo odpowiada konkretnie i krótko: – Do bycia mnichem. Bóg dał mi do zrozumienia, że to jest droga, na której będę w życiu szczęśliwy, a przynajmniej ja tak to zrozumiałem. Gdy byłem już w klasztorze, posłał mnie do Norwegii. Teraz mnie wzywa do tego, żebym tu żył i tu przynosił owoce.

Francuska receptura i mleko od norweskich krów plus profesjonalizm braci – efekt gwarantowany!   Francuska receptura i mleko od norweskich krów plus profesjonalizm braci – efekt gwarantowany!
ks. Adam Pawlaszczyk /Foto Gość

Polskie pudła i plastikowe organki

To nie może być przypadek. Ci, których styl życia jest prosty i pozbawiony zbędnych spraw, równie prosto i bardzo konkretnie mówią o tym, co najważniejsze. A powiedzieć o Munkeby, że jest to miejsce minimalistyczne, to nic nie powiedzieć. Kamień, drewno i szkło – podstawowe budulce i kościoła, i klasztoru – kojarzą się z naturalnością i nieskażonym charakterem norweskiej przyrody. W centrum krucyfiks, może trochę zbyt kolorowy jak na ten minimalistyczny sznyt. Za to chórowe stalle przypominają drewniane pudełka, w których można się nie tylko modlić, ale i po prostu schować. Mnisi robią to nagminnie, zwłaszcza gdy czują na plecach oddech fotografa. Joseph – Irlandczyk, skromny i małomówny – szczególnie. Wchodzi do kościoła, kłania się Najświętszemu i natychmiast tonie w stallach. Pochylony, w ciszy czeka na braci. Pozostali po przybyciu zachowują się identycznie. Jakby nie cierpieli być obserwowani, a swojego ukrytego życia nie zamierzali wystawiać na świeczniki. Rozpoczynają jedną z modlitw w ciągu dnia. Wysoki ton śpiewnej recytacji nadaje psalmom Arnaud. Wykorzystuje do tego przezabawną i ewidentnie niepasującą do tego miejsca klawiaturę jakiegoś plastikowego instrumentu z kolorowymi przyciskami. Pewnie dlatego ukryli go w jednej z drewnianych półek przyciężkawych stall, wyprodukowanych w… Polsce.

Ruiny pierwszego klasztoru z XII wieku.   Ruiny pierwszego klasztoru z XII wieku.
ks. Adam Pawlaszczyk /Foto Gość

Po modlitwie prosty posiłek złożony z chleba i sera oraz owoców, konfitur i kawy. Przestronna jadalnia wypełniona jest światłem – jedna z jej ścian to gigantyczna tafla szkła, za którą rozciąga się widok na fiord. Z drugiej strony – na kuchennym parapecie – „niebieski” kot nie może się doczekać, aż skończymy. Ja również, bo przecież czeka mnie jeszcze oprowadzanie po innych klasztornych pomieszczeniach: serowarni – bardzo nowoczesnej i sterylnej jak laboratorium; skromnej rozmiarami, ale nie zawartością bibliotece (ojców Kościoła to tam mają chyba wszystkich!); skryptorium, czy sali spotkań, w której Joël wygłasza braciom krótkie konferencje. Chyba trzeba im zazdrościć, bo mądrości temu doświadczonemu mnichowi nie brakuje. – Zna ojciec problemy współczesnego świata i Kościoła. Nie lepiej by było, zamiast się zamykać na odludziu, iść do ludzi i dawać świadectwo wiary? – pytam. – To oczywiste – śmieje się – my jesteśmy powołani do tego, by tu żyć. W różny sposób osiąga się skuteczność swojego świadectwa w różnych stanach życia. Świadectwo monasteru to mocny prorocki przekaz dla współczesnego świata, bardzo widoczny – widać mury, słychać dzwon, który wzywa na modlitwę. Świat, doświadczając tego, pyta: „Kim są ci ludzie, którzy tam żyją, i dlaczego tak żyją?” – tłumaczy mnich.

W klasztornej czytelni – współczesnej formie skryptorium.   W klasztornej czytelni – współczesnej formie skryptorium.
ks. Adam Pawlaszczyk /Foto Gość

Jak tu spokojnie!

Słynny film zatytułowany „Wielka cisza” wzbudził ogromne zainteresowanie w często zlaicyzowanych odbiorcach. Opowiadał co prawda o życiu codziennym w klasztorze kartuzów, a nie cystersów ścisłej obserwancji, ale drugą jego część z pewnością można by nakręcić w środkowej Norwegii. W dniu poświęcenia kościoła i klasztoru, odpowiadając na pytania dziennikarzy, przełożony mnichów z Munkeby mówił, że Norwegowie to ludzie zdystansowani wobec innych, więc bracia nie zachowują się jak zdobywcy, którzy przyjechali, żeby ich nawrócić. To była ważna deklaracja, tym bardziej że – jak się okazuje – to dzięki obecności katolickich mnichów i świadectwu ich życia członkowie społeczności, w większości luterańskiej, zaczynają zmieniać swój stosunek do Kościoła katolickiego. Przyjeżdża ich coraz więcej – zwłaszcza takich, którzy są na pielgrzymim szlaku do Trondheim. Arnaud: – Przybywają tu przede wszystkim ze względu na drogę świętego Olafa. Niektórzy przychodzą się pomodlić, inni skosztować naszych serów. Kosztują i mówią: „Jak tu spokojnie!”. Nawet jeśli nie są tego świadomi, potrzebują doświadczyć życia modlitewnego i doświadczają go tutaj. Joël dopowiada: – Wszędzie są ludzie rozdarci, którzy potrzebują modlitwy. Proszą o nią, czy to bezpośrednio, czy na kartkach, które zostawiają w sklepiku. Są też osoby, na których twarzach widać, że szukają ucieczki. To miejsce jest również dla nich – mówi.

Siedem razy dziennie mnisi gromadzą się  na modlitwę.   Siedem razy dziennie mnisi gromadzą się na modlitwę.
ks. Adam Pawlaszczyk /Foto Gość

Sklepik, o którym wspomina młodszy z braci, znajduje się u podnóża wzniesienia, na którym stoją kościół i klasztor. Wypisz, wymaluj budka z wiejskimi pamiątkami w jakiejś zapadłej miejscowości w Polsce. Ale to tylko pozór. Nawet jeśli podświadomie czujesz, że to sklep, w środku nie ma sprzedawcy. Jest za to lodówka, w której leży kilkanaście opakowań świeżego sera z Munkeby. Łapię się za głowę, myśląc, co by było, gdyby pozostawić ją w Polsce bez opieki. Jak długo ostałyby się czytnik kart płatniczych (owszem, jest, i to w lodówce!), ser i sama lodówka?

Minimalistyczne wnętrze prezbiterium przełamane kolorytem krucyfiksu.   Minimalistyczne wnętrze prezbiterium przełamane kolorytem krucyfiksu.
ks. Adam Pawlaszczyk /Foto Gość

Tak, w Munkeby faktycznie jest spokojnie. Cisza jest jak to poranne powietrze – naturalna i pachnąca. Nie powiódł się eksperyment usłyszenia czegokolwiek poza biciem własnego serca w chwili, gdy usiadłem po raz pierwszy sam w kościelnej ławce. „Wielka cisza spowiła ziemię” – pomyślałem zdziwiony. I jest w tym coś wielkanocnego, niemającego nic wspólnego ze stereotypem przygnębionych mnichów („A »trapiści«, bo się cały czas trapią?” – zapytał mnie nieco prowokacyjnie tata). Z całą pewnością jest takie miejsce na ziemi, gdzie słowa starożytnej homilii paschalnej brzmią wyraźniej: „Co się stało? Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął”. Istnieje tylko mała niezgodność homilii z rzeczywistością: w Munkeby Mariakloster, półtora kilometra od XII-wiecznych ruin pierwszego klasztoru, gdzie po setkach lat nieobecności w 2009 roku powrócili trapiści, a trzy miesiące temu poświęcili nowy kościół oraz klasztor, nie ulega wątpliwości, że Król nie śpi. Żyje i działa, choć niejako z ukrycia.

Święty Olaf z katedry katolickiej w Trondheim. Pielgrzymujący do jego grobu są najczęstszymi gośćmi klasztoru w Munkeby.   Święty Olaf z katedry katolickiej w Trondheim. Pielgrzymujący do jego grobu są najczęstszymi gośćmi klasztoru w Munkeby.
ks. Adam Pawlaszczyk /Foto Gość

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.