Olejki eteryczne – drugie życie roślin

Katarzyna Widera-Podsiadło

|

GN 13/2024

publikacja 28.03.2024 00:00

Pierwszy destylator powstał w piwnicy. Zrobił go z żoną. Przez 30 lat przedestylował ponad 200 roślin w 30 tysiącach destylacji. Najdłużej trwała destylacja drzewa sandałowego – 90 godzin. Destylował też najdroższy olejek irysowy. Jego koszt to pół miliona złotych za kilogram. Jest mistrzem w swoim fachu!

Paweł Piasecki jest olejkarzem już od ponad ćwierć wieku. Paweł Piasecki jest olejkarzem już od ponad ćwierć wieku.
archiwum Pawła Piaseckiego

Lata 90. XX w. były trudnym okresem. Paweł Piasecki w poszukiwaniu pracy wyjechał za granicę. Chciał zbierać czereśnie, nic z tego nie wyszło. Wtedy zaczął się rozglądać za jakimkolwiek zajęciem. W rękę wpadła mu pocztówka z lawendowymi polami, pomyślał, że tam na pewno będzie praca. Tego dnia, kiedy na francuskiej prowincji zatrzymał się samochód, nie sądził, że to spotkanie zmieni jego życie.

– Od słowa do słowa, a ja wtedy jeszcze kiepsko mówiłem po francusku, ale zorientowałem się, że kierowca, który mnie podrzucał, był kierownikiem destylarni olejków. Zaproponował, bym stawił się nazajutrz, być może będzie praca – opowiada. Rano, pełen emocji Paweł poszedł na stopa, jednak nieporozumienie spowodowało, że pojechał do innej miejscowości i wysiadł 19 km od wymarzonej plantacji. Spojrzał na zegarek, była 12.30. Półtorej godziny później Patrick Pronnier miał wyjechać z plantacji. Paweł sam dziś nie wie, jak tego dokonał, że w okropnym upale w półtorej godziny przebiegł owe 19 km. Dobiegł w momencie, w którym jego przyszły szef miał już odjeżdżać. – Pokazał mi pewną kobietę, jak się później okazało właścicielkę firmy, i kazał do niej iść. Poszedłem. Zapytała, czy chcę pić. Wziąłem wskazany dzbanek i nalałem pełną szklankę. W ustach miałem Saharę, ale duszkiem wypity zielony napój wyzwolił przedziwne odczucia. Francuzka popatrzyła na mnie i wymamrotała coś pod nosem – opowiada Paweł. Wtedy nie rozumiał znaczenia tych słów, ale domyślał się, że chodzi o napój. Okazało się bowiem, że wypił koncentrat z mięty, całą szklankę. Normalnie wystarczy kilka kropli na szklankę wody. Po roku, gdy zaprzyjaźnił się z francuską szefową, dowiedział się, jak skomentowała jego „wyczyn”. – Powiedziała, że myślała, że tylko wódkę Polacy tak piją, a nie ekstrakt z mięty.

Może to oryginalne zachowanie Polaka ją zaintrygowało, w każdym razie pozwoliła mu zostać i wskazała budynek, gdzie miał coś zjeść. Wszedł do niedużego pomieszczenia. Na blacie kuchni stały dwa garnki, w obu jakieś mięso pomieszane z ryżem. Paweł, zmęczony i głody, zjadł dość przyzwoitą porcję. Gdy gospodyni to zobaczyła, była jeszcze bardziej zdumiona. – Dziś już wiem, że powiedziała: „No, to pieski sobie dziś nie pojedzą”.

Tak zaczęła się przygoda Pawła z olejkami. – To była wyjątkowa destylarnia, miałem tam być siedem dni, by zarobić na podróż do domu, a jeździłem przez sześć sezonów – wspomina. Wyjątkowość tego miejsca polegała nie tylko na dość specyficznym klimacie, ale przede wszystkim na długości sezonu. W tym miejscu destylowano rośliny już od kwietnia, pracowano na 60 roślinach, nie tylko lokalnych, ale również sprowadzanych z zagranicy, dlatego sezon był znacznie dłuższy, a tym samym praca i zarobek, ale także zdobyte doświadczenie Pawła było pokaźne.

Miłość jak olejek, odurzająca

Kiedy poznał Monikę, przyszłą żonę, wtajemniczył ją w arkana destylacji olejków. Mimo że dziewczyna była wtedy prawnikiem, miała też skończone podyplomowe studia rolnicze. Pracowała w korporacji, mając pod sobą 120 pracowników, ale uległa urokowi Pawła, a może olejków, bo kto wie, co tam Paweł wmieszał za zapachy, by dotrzeć nimi w najdalsze zakamarki mózgu Moniki. Zresztą może dalej potajemnie destyluje eliksiry miłości, bo ilekroć ma nowy pomysł zawodowy, Monika od razu daje mu swoje przyzwolenie i wyraża uznanie dla pracy Pawła. A może to dlatego, że wie, iż Paweł jest mistrzem w swoim fachu.

Paweł mówi o sobie nieskromnie: „Jestem jednym z najlepszych destylatorów w Europie”. Dlaczego? Ponieważ większość olejkarzy destyluje zaledwie kilka roślin, on przedestylował już około 200 w ponad 30 tys. destylacji. Destylował rośliny z Australii, Tasmanii, Ameryki Południowej, Karaibów, stąd też nabyte doświadczenie jest nieporównywalnie większe niż jego kolegów po fachu. Dziś ludzie przyjeżdżają do niego na szkolenia z najodleglejszych zakątków świata. A Pawła to cieszy, bo może pokazywać sukces olejkarza Polaka. I to wyraz – „Polak” – jest kluczowy, bo Paweł jest patriotą. – Wiem, że to słowo jest dziś wyświechtane, młodzi zupełnie nie wiedzą, o co chodzi, a mnie zależy, żeby pokazywać, że ten produkt wychodzi z tej właśnie ziemi, zwłaszcza że olejkarstwo na ziemiach polskich w dawnych czasach rozkwitało. To były lata 20. i 30., a nawet powojenne.

Monika Piasecka została wprowadzona przez męża w sekrety olejkarstwa.   Monika Piasecka została wprowadzona przez męża w sekrety olejkarstwa.
archiwum Pawła Piaseckiego

Przed stu laty fundamentalną pracę wykonał profesor Bronisław Koskowski, farmaceuta, twórca polskiej szkoły farmacji. Napisał on broszurę poświęconą destylacji roślin polskich. Koskowski był wyczulony na biedę chłopów, którzy na przednówku nie mieli co jeść. Dostrzegając to wszystko, wychodząc im naprzeciw, postanowił dać im pracę. Z pomocą rzemieślników zbudował przenośny destylator i jeździł od wsi do wsi, ucząc ludzi destylować. Rolnicy mogli rozwinąć swoją działalność i znaleźć sposób na to, by wyżywić rodzinę. Dzięki działaniom profesora Koskowskiego do II wojny powstało prawie 50 destylarni. Piasecki, któremu bardzo leży na sercu historia polskiej destylacji i pamięć o minionych czasach, ubolewa nad tym, jak w latach 90. upadła większość destylarni, w tym dużych polskich firm. Dlatego chce nakręcić film, pisze książki o olejkarstwie i szkoli, jak Koskowski. Ma nadzieję, że i obecnie nasi rolnicy odkryją przyszłość w przemyśle olejkarskim. – Muszę ich tylko wyuczyć odpowiedniego sadzenia roślin olejodajnych pod destylację roślin. Trochę inaczej prowadzi się takie uprawy i w innych terminach pozyskuje te rośliny, niż jeśli się je uprawia w innych celach. Wierzę, że się uda.

Olejki, których w roślinie nie ma

Paweł z rozrzewnieniem spogląda na Bliski Wschód, który olejkami jest przesycony. Można by go malować kolorami roślin, z których pozyskano olejki. – Tam są małe rodzinne firmy, w których wiedza jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Do dziś destylują na tych samych dwóch garnkach, w których zaczynali ich przodkowie. Pozyskane preparaty są nadal niezwykłe, niepowtarzalne dla każdego z tych rzemieślników – twierdzi.

Paweł stara się też prostować mit, jakoby olejki wywodziły swój rodowód od Awicenny, słynnego muzułmańskiego lekarza, filozofa i przyrodnika żyjącego w średniowieczu. – To tylko propaganda arabska, choć oczywiście nie zaprzeczam istnieniu sadów balsamicznych w tamtych czasach. Zresztą do dziś prowadzone są badania nad olejkami w czasach Chrystusa, nad składem olejków, którymi namaszczano ciało, czy też nad olejkami wymienionymi w Biblii, z których część nazw nie pokrywa się z dziś istniejącymi. Warto zauważyć, że w tamtych czasach, w regionie dzisiejszego Izraela, być może nie destylowano roślin, bo prawdopodobnie nie potrafiono jeszcze tego robić, ciało smarowano maceratami, czyli wyciągami z roślin zanurzanych w olejach. One nie uszkadzały naskórka, jak mogłyby to zrobić prawdziwe olejki pochodzące z destylacji, których stężenie jest bardzo duże – uważa.

Jak mówi, spuścizną Bliskiego Wschodu są też celebracje uroczystości kościelnych z udziałem kadzideł. – Jako ciekawostkę mogę jeszcze powiedzieć, że Japończycy nauczyli się destylować od Holendrów, a destylowali prawdopodobnie polski kminek. Dlatego że polska szlachta wysyłała do Holandii kminek, który z kolei dotarł stamtąd do Japonii. Dlaczego polski kminek? Bo jest jednym z najlepszych na świecie – tłumaczy Paweł, który dodaje, że również olejki eteryczne są najlepsze z polskiego arcydzięgla litwora, więc nie dziwi cena ok. 3 tysięcy euro za kilogram.

– Swoją drogą trzeba wiedzieć, że w roślinach nie ma olejków eterycznych, one są efektem destylacji, czyli powstają w destylatorze. A dlaczego są tak pożądane? Bo znajdują zastosowanie w przemyśle spożywczym, drogeryjnym, farmaceutycznym, ale również w naturalnych pestycydach i herbicydach stosowanych w aromaterapii – mówi. Sam zresztą doświadczył mocy lawendy i dziurawca, kiedy wpadł do destylatora i poparzył nogę. Dzięki natychmiastowej pomocy i bezpośredniemu użyciu olejków, nie czuł dużego bólu w nocy.

Cieniem w historii olejków kładą się historie ich użycia do zatarcia zbrodni. Tak było w obozie w Sobiborze, który obsadzono olejkodajną sosną. Ta roślina doskonale zaciera ślady ludzkich prochów. Ale ta sama sosna będzie miała zupełnie inne znaczenie, kiedy jej zapach przeniesiemy do domu. – Proponuję, by zwłaszcza w okresie świątecznym wprowadzić do naszych domów zapachy olejków czy kadzideł, które wykorzystywane są w kościele. Niech to miejsce najważniejsze dla naszej rodziny pachnie świętością i podniosłym nastrojem – zachęca.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.