Piotr S. nie żyje - czy to czyjś sukces?

Trwa pośpieszna przeróbka nieszczęsnego desperata w pomnik i sztandar. Nic to nie da.

Ziściło się marzenie prof. Jana Hartmana – mężczyzna, który dokonał samospalenia na placu Defilad w Warszawie, zmarł („Jeśli ten człowiek umrze, nasza niemrawa i nierówna walka z reżimem PiS będzie miała nowy symbol i nowego bohatera” – pisał profesor na wieść o czynie Piotra S.).

Ruszyła więc machina dorabiania ideologii do fatalnego czynu Piotra S. Trwa pośpieszna przeróbka nieszczęsnego desperata w pomnik i sztandar. Tytuły lewicowych mediów krzyczą, że to ofiara rządu, a pożyteczny duchowny dziękuje Piotrowi S. „za odwagę”. Na szczyty w tej kategorii wspiął się pułkownik Mazguła, który na Facebooku stwierdza, że Piotr S. wybrał „męczeńską śmierć w imię wolności, nie dla siebie, dla innych ludzi”. I dodaje, uwaga: „Jakże groteskowa wydaje się wymuszona śmierć na krzyżu zbawcy świata w obliczu tego samospalenia”.

No doprawdy, trudno będzie wymyślić coś mocniejszego. Ale nawet gdyby się udało – nic to nie pomoże. Myli się prof. Hartman i jego środowisko, oczekując że „nowy symbol” walki z „reżimem PiS” przyniesie upadłemu establishmentowi jakiekolwiek profity. Nic nie dadzą obsesjonatom histeryczne tytuły na czołówkach lewicowych mediów o „ofierze”, jaką rzekomo poniósł nieszczęsny samobójca dla lepszej Polski.

Nie da się zrobić z tego człowieka drugiego Siwca (choć i on nie powinien był zrobić tego, co zrobił). Śmiem twierdzić, że politycznie nikogo to nie rusza i nie ruszy. Nawet (a może zwłaszcza) twórców tych wszystkich bombastycznych tekstów o „bohaterze walki o wolność”. To wszystko sztuczne wzburzenie i pusta fanfaronada. Poza ośrodkami propagandy życie toczy się normalnie, zadowolenie społeczeństwa wzrasta, a sondaże poparcia dla „reżimu PiS” sięgają sufitu. I idę o zakład, że prędko się to nie zmieni. A myślę, że nawet zwiększy to popularność „reżimu”, bo cynizm, z jakim próbują wykorzystać tę tragedię dla swoich celów jego przeciwnicy, jest aż nadto widoczny. I aż nadto obrzydliwy.

Jeśli ktoś naprawdę przejmuje się czynem Piotra S., to ludzie rozumiejący, że ten biedny człowiek rozpaczliwie potrzebuje pomocy. Modlitewnej – bo innej już mu udzielić nie można. Módlmy się więc. Niech Bóg mu będzie miłosierny.