Zdążyć do Lourdes

Katarzyna Widera-Podsiadło

|

GN 21/2017

publikacja 25.05.2017 00:00

– Z medycznego punktu widzenia ten wyjazd nie miał żadnego sensu. Patrząc przez pryzmat wiary, nic lepszego Łukaszowi nie mogło się przydarzyć – słowa Barbary Kopczyńskiej, lekarza medycyny paliatywnej, nie pozostawiają cienia wątpliwości. Łukasz miał zdążyć do Lourdes.

Procesja światła każdego wieczoru gromadziła tłumy wiernych. Procesja światła każdego wieczoru gromadziła tłumy wiernych.
HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ

Na katowickim dworcu nastrój radosnego zamieszania, ostatnie uściski, całusy, zapewnienia o modlitwie. Za chwilę wszyscy są już w pociągu. Swoją drogą, jak to możliwe, by 307 osób ze średnią wieku mocno ponad 60 z takim optymizmem wyruszało w podróż trwającą prawie 40 godzin? Zastanawiam się, co wtedy czuł Łukasz. Czy większe były radość i nadzieja, czy ból, który od środka przeszywał niemiłosiernie? Lekarz i pielęgniarka raz po raz wędrowali w stronę jego przedziału i robili, co było w ich mocy, by pielgrzymowi ulżyć. Pan Stefan pewnie z bólem serca patrzył na syna. Przecież ma dopiero 36 lat i dwoje maleńkich dzieci: 6-letnią Madzię i 3-letnią Martynkę. Może tam, w Lourdes, zdarzy się cud, bo przecież Łukasz rozchorował się w październiku ub. roku, w miesiącu maryjnym, więc może w maryjnym maju przyjdzie uzdrowienie?

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.