Sojusz z normalnością

Franciszek Kucharczak

|

GN 35/2016

publikacja 25.08.2016 00:00

Dla niektórych sojusz tronu z ołtarzem jest już wtedy, gdy tron zrywa sojusz z piekłem.

Sojusz z normalnością

Po ŚDM niektóre środowiska mają problem, bo muszą wyjaśnić, dlaczego polska młodzież nie lubi Kościoła, skoro niekoniecznie to widać. Taka „Wyborcza”, na ten przykład, wyjaśniła. Napisali tam, że młodzi odchodzą od Kościoła, bo nie podoba im się „sojusz tronu z ołtarzem”, a sam Kościół widzi im się jako „zamknięty, zagubiony i upolityczniony”.

Aż dziw, że ta wiecznie odchodząca z Kościoła młodzież ma wnioski tak doskonale zbieżne z tym, co tłuką we łby z redakcji na Czerskiej. Może matki tych młodych zapatrzyły się kiedyś w Adama Michnika? Ale dobra, niech będzie, że jest sojusz tronu z ołtarzem. Tylko kiedy on miałby zostać zawiązany? No chyba nie za czasów władzy PO? Przecież „nie klękali przed księdzem”! Przecież forsowali coraz to światlejsze dyrektywy, a to wciskając gender do szkół i przedszkoli, a to popychając in vitro, a to próbując obdarzyć Polaków instytucją wynaturzonych „związków partnerskich”.

Na czym więc przez niemal całą minioną dekadę miałby polegać ten „sojusz tronu z ołtarzem”? Na tym, że władza łaskawie nie pozamykała kościołów, że nie zlikwidowała nauki religii i nie kazała zdejmować krzyży ze ścian szpitali i urzędów? Na tym, że nie wprowadziła do konstytucji zapisu, iż małżeństwo to związek człowieka z czymkolwiek?

Więc ja pytam, co to jest ten mityczny sojusz tronu z ołtarzem? I kiedy on był w Polsce realizowany? No bo skoro młodzież przez ten sojusz tak ciągle odchodzi i odchodzi, to chyba nie od czasu ostatnich wyborów? Nawet jeśli przyjąć (fałszywie), że zaczęło się to za rządów koalicji PiS-LPR-Samoobrona, to przecież trwałoby to bardzo krótko. W ogóle od czasów upadku komunizmu w Polsce częściej rządzili lewi niż prawi i mieli wtedy mnóstwo czasu, żeby przeprowadzić rozwód tronu z ołtarzem – gdyby taki związek istniał. Jeśli nic takiego się nie stało, to z prostej przyczyny: bo żadnego sojuszu nie było. Cały czas jest tylko zwyczajne współistnienie, raz lepsze, raz gorsze. Jeśli zaś Kościół tak mocno w życiu państwa się pojawia, to tylko dlatego, że jest po prostu istotnym elementem życia przytłaczającej większości Polaków. A dla wielu z nich jest wręcz elementem najistotniejszym. Gdyby z tym się państwo nie liczyło, byłoby skrajnie arogancką, zamordystyczną tyranią na wzór niegdysiejszych masońskich rządów w Meksyku. Ale u nas by to nie przeszło. Wiedzieli o tym nawet komuniści, dlatego nie odważyli się tak po prostu zlikwidować Kościoła, choć bardzo chcieli. Dziś miejsce komunistów zajęli nihiliści i choć są marginesem, bardzo głośno krzyczą. Dla takich sam dźwięk dzwonów i widok krzyży na wieżach jest dowodem na to, że Kościół miesza się w życie państwa. I pewnie jakaś część młodzieży w to uwierzyła – to przecież lata propagandy.

Ale ŚDM tę robotę zniweczyły. Nihiliści, biedaczki, muszą zaczynać od początku.

* * *

Przyzwoitość Zielonych

Na początku sierpnia w Poznaniu zawisł duży billboard Fundacji Pro – Prawo do życia, przedstawiający ciało dziecka zabitego w wyniku aborcji, a obok napis: „Aborcja zabija. Politycy mogą powstrzymać mordowanie”. Na to zareagowali politycy z Partii Zieloni, próbując powstrzymać, ale nie mordowanie, lecz mówienie o nim. W związku z tym złożyli zawiadomienie do prokuratury. Ich zdaniem zdjęcie „ jest nieprzyzwoite, a ta nieprzyzwoitość jest czymś, co wywołuje oburzenie społeczne i lekceważy uczucia innych osób”. Oj, Zieloni, Zieloni, a wy przecież uważacie, że aborcja jest prawem człowieka, no nie? Waszym zdaniem możliwość przeprowadzenia takiego „zabiegu” to dobrodziejstwo. No to ktoś pokazał to wasze dobrodziejstwo. To jest nieprzyzwoite?

Oburzające odkrycie

Badania naukowców z Amerykańskiego Kolegium Pediatrów (American College of Pediatricians) wykazały, że zaburzenia tożsamości płciowej nie są wrodzone, lecz mają charakter psychiczny. Nie mają też związku z ciałem danej osoby. Badania, największe tego rodzaju, przeprowadzono wśród bliźniaków jednojajowych z zaburzeniami transseksualnymi. Wykazały, że zaburzenia te występują jedynie w co piątym przypadku u obu bliźniaków. Gdyby tendencje te były wrodzone, zaburzenia musiałyby ujawniać się w każdej parze bliźniąt, bo obie takie osoby mają identyczne DNA i rozwijały się przed urodzeniem w takich samych warunkach. Odkrycie to jest głęboko niesłuszne i dlatego też zapewne w jedynie słusznych środowiskach zostanie skazane na zapomnienie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.