„Jeśli pan wierzy w piekło, powinien pan wiedzieć, że za taki grzech pójdzie pan do piekła”, miał powiedzieć ks. Jorge Bergoglio, prowincjał jezuitów, do oprawcy studenta torturowanego za działalność przeciwko wojsku. Chłopak uniknął śmierci. Przyszły papież wyciągnął wiele osób z podobnych opałów w czasach argentyńskich przewrotów polityczno-wojskowych.
Znane powiedzenie św. Ignacego, że miłość poznaje się bardziej po czynach niż po słowach, w latach brudnej wojny szczególnie odnosiło się do Bergoglia. Jego milczenie wynikało nie tylko z rozwagi i nie było jedynie cechą charakteru. Było drogą do osiągnięcia zamierzonych celów. Jezuici byli pod obserwacją. Telefony mieli na podsłuchu, przetrząsano im pocztę, a prowincja odzwierciedlała podziały w Kościele i społeczeństwie. Jedni jezuici sympatyzowali z partyzantami, a inni identyfikowali się z wojskiem, a wielu innych pomiędzy nimi miało sympatie radykalne, liberalne lub peronistowskie.
Trzej kapelani wojskowi mieszkający w samym kolegium lub po sąsiedzku mieli obowiązek bycia posłusznymi wobec Bergoglia jako prowincjała i ufali mu. Ich poufne informacje i wpływy w kołach wojskowych pozwalały mu działać. Mógł ostrzegać zagrożonych, że są na celowniku, i zbierać informacje o pojmanych. Mógł na przykład powiedzieć swojemu bratu w zgromadzeniu Julio Méredizowi, który spał w pokoju pod dachem z blachy falistej w ośrodku młodzieżowym, że jest na liście podejrzanych w siłach lotniczych. „Kazał mi przyjść i mieszkać w Colegio Máximo” – wspomina ojciec Mérediz. „Przeprowadziłem się, ukryłem i to uratowało mi życie”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Austen Ivereigh