Malejące różnice w zarobkach między regionami to dowód na rozwój Polski.
16.08.2011 12:07 GOSC.PL
Z badań firmy rekrutacyjnej Hays Poland, o których pisze „Rzeczpospolita” wynika, że specjaliści w Katowicach, Poznaniu czy Krakowie nie zarabiają już o wiele mniej, niż w Warszawie. Różnice w płacach zmniejszają się – wynika to m.in. z tego, że także inne miasta, oprócz stołecznego, rozwijają się całkiem prężnie, można w nich coraz lepiej zarabiać. Ponadto rynek pracy w stolicy zaczyna się nasycać, co powoduje, że pracodawcy nie są już tak skwapliwi do proponowania zarobków, które jeszcze do niedawna za pracę na podobnych stanowiskach bywały w Warszawie dwukrotnie wyższe, niż w innych miejscowościach.
Z tego należy się tylko cieszyć. Sytuacja, w której jedno miasto w państwie zasysa pracowników, szczególnie wykwalifikowanych, świadczy o zaściankowości tego kraju. Oznacza to, że perspektyw w innych miejscach nie ma. Prawdopodobne jest także, że miasto stołeczne wygrywa z innymi nie dlatego, że jego mieszkańcy są o wiele bardziej genialni, pracowici i pomysłowi, niż w innych miejscach, a zarządzający miastem są mniej skorumpowani i bardziej kompetentni od włodarzy innych miejscowości, tylko z powodu bliskości ośrodków władzy centralnej.
Sytuacja się więc normalizuje, zbliżamy się do państw takich jak Francja, czy Niemcy (choć tam decentralizacja jest niejako wymuszona przez ustrój federalny), oddalamy od Rosji czy Ukrainy, gdzie nad słowem „prowincja” wisi pod względem gospodarczym naprawdę złowrogie odium.
Szkoda tylko, że to zjawisko dotyczy głównie miast na zachodzie Polski, a „ściana wschodnia” jak była głównie miejscem do „smakowania życia”, a nie do zarabiania, tak i takim pozostaje. Nie zachwyca też fakt, iż zarobki upodabniają się głównie wśród specjalistów i kierowników, w mniejszym stopniu zaś u większości pracowników. Ale i tak – jest się z czego cieszyć.
Stefan Sękowski