To jest rak, który nie ma partyjnych barw – toczy Polskę A i B, tę uśmiechniętą i tę biało-czerwoną, tę wielkomiejską (bardziej), ale czasem i prowincjonalną. Inwestycje (potrzebne lub bzdurne) za stawki wielokrotnie przekraczające koszty, za które zrobilibyśmy to samo we własnym ogródku.
31.10.2024 09:24 GOSC.PL
Rozgłos związany ze sprawą deportacji Pawła Szopy, właściciela firmy Red is Bad, któremu zarzucane jest sprzedawanie Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych m.in. agregatów prądotwórczych po zawyżonych cenach, jest być może dobrą okazją, by poruszyć ten wątek: astronomicznych kosztów, jakie jednostki administracji publicznej różnego szczebla ponoszą za realizację niektórych inwestycji opłacanych ze środków publicznych. A temat jest powszechny i nie ma jednorodnych barw partyjnych. Bardziej dotyczy oczywiście miast niż mniejszych gmin, bo te drugie, nie dysponując wielkimi budżetami, ostrożnie liczą każdą złotówkę. Regularnie słyszymy o inwestycjach w stylu wiaty przystankowej za setki tysięcy złotych czy pięciu stalowych barierek, które kosztowały 30 razy więcej, niż zapłacilibyśmy za te same barierki, gdybyśmy chcieli je postawić na własnej posesji. Oczywiście wszystko to kupione po przetargach, ale tajemnicą poliszynela jest to, jak w wielu przypadkach konstruuje się nad Wisłą warunki przetargu –zawężając wymogi dotyczące inwestycji tak, by spełniała je ta a nie inna firma. Jest legalnie? Jest. Jest drogo? Tańszej oferty dla takich warunków nie było.
Oczywiście, czasami za takimi inwestycjami nie musi iść celowe działanie. Bywa, że inwestycja jest najzwyczajniej w świecie nie przemyślana i nietrafiona. Zdarza się też, że pod koniec okienka rozliczeniowego na unijne dotacje zostają jakieś środki do wykorzystania, więc szuka się na siłę sposobu, by nie przepadły.
Rzućmy więc okiem na kilka takich niezwykłych realizacji, które może i nie zrewolucjonizowały codziennego życia mieszkańców, ale z pewnością kosztowały ich niemałe pieniądze. Oto mój subiektywny ranking TOP 5 przykładów najgłupszego przepalania publicznych pieniędzy z różnych stron Polski – ze zdjęciami (kolejność przypadkowa).
1. Ławki Patriotyczne – 16 sztuk, po 100 tys. zł każda. Sfinansowane ze środków kontrolowanego przez państwo Banku Gospodarstwa Krajowego, z 15-punktowym regulaminem korzystania, postawione na kilka miesięcy w 2022 r. po czym... zniknęły. Miały promować Polskę... w Polsce. To jak: posiedzielibyście na takim cudzie?
Ławka Patriotyczna - Kielce. Pibwl / CC-SA 4.02. Wiaty przystankowe po 400 tys. zł sztuka w Kielcach. Już w 2015 r., czyli na długo przed skokiem inflacyjnym urząd miasta postanowił zainwestować grube miliony w transpo...., w wiaty przystankowe. Konkretnie 81 sztuk, za łącznie ponad 30 mln zł – średnio ok 400 tys. zł każda. To oczywiście koszty samej wiaty i instalacji "na gotowo". Ciekawostka: w tym czasie za podobne pieniądze dało się wybudować niewielki dom jednorodzinny (tak, dziś bez szans, ale 9 lat temu tak to mniej więcej wyglądało).
Przystanek autobusowy przy ul. Czarnowskiej w Kielcach zrealizowany w ramach zadania "Budowa zintegrowanych nowoczesnych peronów przystankowych". inwestycje.kielce.pl3. Wiaty przystankowe aka tablice reklamowe w miejscu postoju autobusów w Gdańsku – około 46 tys. zł sztuka. Tutaj skromnie w porównaniu z Kielcami, ale za to bez dachu. W gruncie rzeczy jeśli jest już miejsce na ekspozycję plakatów reklamowych, to po co to zadaszać? Jeszcze jakiś podróżny oczekujący w deszczu na busa zasłoni reklamy? Po awanturze, jaką wywołała inwestycja Gdański Zarząd Dróg i Zieleni postanowił zdemontować kontrowersyjne wiaty i ukarać odpowiedzialnych za to urzędników. Co jednak zostało wydane, to zostało wydane.
Gdańsk. Wiata przystankowa przy ul. Ptasiej. google maps4. Strefa Relaksu na placu Bankowym w Warszawie aka Palletenplatz: 920 tys. zł. – inwestycja stołecznego ratusza w miejsce wytchnienia warszawiaków w upalne lato 2019 r. Prawie "bańka" z miejskiego budżetu na obstawienie wyasfaltowanego placu przed ratuszem ławkami z palet, jakich nie powstydziłoby się zaplecze Castoramy i 40 doniczek z niskimi drzewkami plus sadzonki kwiatów (koszty tej istnej dżungli to 257 tys. zł – prawdopodobnie to jabłonie dające złote jabłka). Był też neon z cytatem ze Słowackiego (wieszcza, nie języka), jedna girlanda świetlna i trzy toalety.
Strefa Relaksu na Placu Bankowym w Warszawie FB Miasta Stołecznego Warszawy - wydarzenie Plac Bankowy5. Coolcos Wyspy Orzeźwienia na rozpalonym betonie wakacyjnego Krakowa – przez złośliwców nazywane "Wyspami trzeźwienia". Hit kolekcji "Lato 2024" w krakowskim magistracie. Sztuk: 2 (słownie dwie). Koszty projektu: ok 90 tys. zł (20 tys. euro). Tutaj dla sprawiedliwości urząd miasta wyjaśnił, że udostępnił jedynie przestrzeń, a pieniądze były unijne, nie publiczne. Samo to tłumaczenie jest całkiem zabawne, bo świadczy o przekonaniu krakowskich urzędników, że Unia Europejska to garniec ze złotem irlandzkich leprechaunów lub chociaż dobrze prosperujące przedsiębiorstwo produkujące jakiś zyskowny towar. Otóż nie – budżet UE składa się z różnego rodzaju składek i opłat, które trafiają tam ostatecznie z naszych – mieszkańców Unii – kieszeni.
A jeśli chodzi o same Wyspy Orzeźwienia? Dobrze, że pomysłodawcy wyjaśnili, że ich celem jest stworzenie przestrzeni, w której biedni krakowianie mogą schronić się wśród zieleni przed miejskim skwarem, bo w przeciwnym razie instalacje mogłyby zostać zgarnięte przez miejskie służby sprzątające w ramach zbiórki odpadów wielkogabarytowych.
Jedna z dwóch wiat postawionych w Krakowie w ramach projektu coolcos finansowanego ze środków Komisji Europejskiej. coolcos.euA Wy znacie jakieś ciekawe przykłady równie racjonalnego wydawania publicznych środków ze swojej okolicy?
Wojciech Teister Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego” oraz kierownik działu „Nauka”. W „Gościu” od 2012 r. Studiował historię i teologię. Interesuje się zagadnieniami z zakresu historii, polityki, nauki, teologii i turystyki. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Aletei”, „Stacji7”, „NaTemat.pl”, portalu „Biegigorskie.pl”. W wolnych chwilach organizator biegów górskich.