Wylecz niedostatki mowy. Piąta katecheza o modlitwie

Ułomność naszych ludzkich doświadczeń jest ograniczająca. Również doświadczenia modlitwy. Nie o ułomność jednak chodzi i – bynajmniej – nie o doskonałość. Nie jesteśmy aniołami. Chodzi o gotowość serca do przemiany.

Zdawać by się mogło, że autor nigdy bardziej nie naraża się na porażkę niż wówczas, gdy pisze o modlitwie. Po pierwsze dlatego, że o modlitwie – to już zostało powiedziane – napisano dużo. Po drugie dlatego, że w ani jednym przypadku nie napisano doskonale, nie istnieje dzieło absolutne, summa wyczerpująca temat. „Modlitwa jest tajemnicą, która przekracza naszą świadomość i podświadomość” – zapisano w Katechizmie Kościoła Katolickiego (nr 2727). Ułomność naszych ludzkich doświadczeń jest ograniczająca. Również doświadczenia modlitwy. Nie o ułomność jednak chodzi i – bynajmniej – nie o doskonałość. Nie jesteśmy aniołami. Chodzi o gotowość serca do przemiany. Nawet jeśli punkt wyjścia jest wielkości ziarnka najmniejszego ze wszystkich ziaren. Bo ostatecznie działającym i sprawiającym jest w tej kwestii jedynie Bóg. Siostra Faustyna napisała w „Dzienniczku”: „Poznałam, aby Bóg mógł działać w duszy, musi ona wyrzec się działania na własną rękę, inaczej Bóg nie przeprowadzi w niej swej woli”. A święty Ignacy Loyola wyraził to samo w najsłynniejszej swojej modlitwie: „Zabierz, Panie, i przyjmij całą wolność moją, pamięć moją i rozum, i wolę moją całą, cokolwiek mam i posiadam. Ty mi to wszystko dałeś – Tobie to, Panie, oddaję. Twoje jest wszystko. Rozporządzaj tym w pełni wedle swojej woli. Daj mi jedynie miłość Twoją i łaskę, albowiem to mi wystarcza”.

Torowanie drogi

Bycie niedoskonałym to jedno, a bycie świadomym własnej niedoskonałości to drugie. Nie da się w sposób autentyczny rozwinąć duchowego życia, jeśli własnej niedoskonałości się nie uzna oraz jeśli się jej nie zaakceptuje. Tomasz Merton ujął to tak: „Jak długo jesteśmy na tej ziemi, naszym powołaniem jest właśnie, żebyśmy byli niedoskonali, niepełni, niewystarczający sobie, niestali, nieszczęśliwi, pełni braków, słabi i zmierzający do grobu. A jednak moc Boga, Jego wieczność, Jego pokój, Jego pełnia i Jego chwała muszą utorować sobie skrycie drogę do naszego życia jeszcze na tym świecie, ażebyśmy mogli przebywać w Nim na wieki, jak to jest Jego zamiarem i wolą”. To skryte „torowanie drogi” przez Boga przypomina małe ziarno wrzucone w ziemię. Zasypane, niewidoczne, z pełnym jednak potencjałem tego, co może się w jego życiu wydarzyć przy zaistnieniu sprzyjających okoliczności.

Wylecz niedostatki mowy. Piąta katecheza o modlitwie   istockphoto

„Inną przypowieść im przedłożył: »Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach«” (Mt 13,31-32). Najskromniejsze początki mogą zapowiadać gigantyczny sukces, mówi Jezus słuchaczom, posługując się sporą przesadą, bo ptaki w gałęziach krzewu gorczycy nie mają zwyczaju się gnieździć. Tym bardziej dowiadujemy się, jak wielkie znaczenie Nauczyciel przywiązuje do tej naturalnej różnicy między punktem wyjścia i efektem końcowym. Trudno nie pomyśleć w taki sam sposób o modlitwie. Ba, trudno nie stwierdzić, że takie jest właśnie prawo najskuteczniejszego rozwoju w życiu modlitewnym: nie martw się skromnością początków. „Módl się, jak potrafisz, i nie próbuj modlić się tak, jak nie potrafisz. Im mniej się modlisz, tym gorzej to idzie” – przypomnijmy ojca Johna Chapmana z zakonu benedyktynów. Mądrze, co nie znaczy, że sprawy rozwoju życia modlitewnego należy pozostawić Opatrzności Bożej (w postawie założenia rąk, bez współpracy). Rozwój człowieka zakłada także rozwój jego życia modlitewnego. Chodzi jednak o to, że nie może się on dokonywać na siłę i w poczuciu walki z frustracją. Paradoksalnie, zauważmy, wyszczególnione przez mistrzów życia duchowego etapy życia modlitewnego układają się w zupełnie innej kolejności, niż moglibyśmy się spodziewać. Modlitwa ustna, myślna, modlitwa uczuć i modlitwa prostoty, owszem, odpowiadają różnym sposobom wyrażania się ludzkiego ducha. Czy jednak intuicyjnie wyczuwamy, że odnoszą się również do kolejnych kroków w szkole modlitwy?

Modlitwa to nie ucieczka

„Modlitwa chrześcijańska nie jest odwróceniem się od historii ani ucieczką od życia” – to fragment cytowanego wyżej katechizmu. Od krótkiego „Bozia” w dzieciństwie (nie w przypadku wszystkich następują potem zmiany!), przez „Aniele Boży, stróżu mój”, aż do zatopienia w myślach i poruszeniu uczuć może minąć sporo czasu, życia może nie wystarczyć. Może też być zupełnie odwrotnie. Młodociani mistycy zachwycali głębokim życiem modlitewnym, które promieniowało na otoczenie. Nie ma wspólnej miary dla wszystkich. Porównywanie własnego ziarnka gorczycy z krzewem należącym do innego człowieka nie ma sensu. I z pewnością jest szkodliwe. Pierwsze morderstwo na ziemi popełniono z tego właściwie powodu. Gdyby Kain nie zdenerwował się porównywaniem własnej ofiary z ofiarą brata (a raczej duchowej skuteczności tychże ofiar), Abel dożyłby starości. Święta Teresa z Lisieux w prowokacyjny wręcz sposób podkreślała przed Jezusem swoje duchowe ubóstwo i małość. Czy święta Teresa Wielka, która wyrzucała temu samemu Oblubieńcowi, że przyjaciół ma mało, bo ich nie najlepiej traktuje, miałaby być w tym porównaniu uznana za bardziej dojrzałą? Powtórzmy: wszelkie porównania pomiędzy modlącymi się, dokonywane nawet w dobrej wierze i z takimi zamiarami, prowadzą zawsze do błędnych wniosków. Tego się nie da zmierzyć linijką.

Wymazanepytania

Pomimo tych wszystkich ograniczeń prawa życia modlitewnego istnieją. Przynajmniej w tym wymiarze, w jakim istnieć mogą. Ostatni z wymienionych wyżej etapów – modlitwa prostoty – najlepiej chyba oddaje sens przypowieści o ziarnie gorczycy. Jest ona bowiem jednocześnie i ziarnem, i krzewem. Ten, kto chroni się pomiędzy jego gałęziami, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że mały pyłek, z którego powstał, wciąż tym samym małym pyłkiem pozostaje. Ba, z coraz większą świadomością tego, że rola małego ziarnka odpowiada mu bardziej.

„Ciszo serca. Ciszo zmysłów. Ciszo słów słyszanych w głębi duszy, gdyż dobrze, jeśli odnajdujesz Boga, który jest ciszą wieczności. Kiedy wszystko już zostało powiedziane, wszystko zostało zrobione” – napisał w „Twierdzy” Antoine de Saint-Exupéry. Dodał następnie: „Panie! Otwórz pewnego dnia wielkie wrota przed hałaśliwą ludzką rasą, wpuść swoje stworzenia do ogromnej szopy i kiedy czas przeminie, znajdź każdemu miejsce w spichlerzu wieczności, i tak jak chorym odejmujesz chorobę, odejmij sens naszym pytaniom. Albowiem dane mi było zrozumieć, że wszelki postęp ludzki jest kolejnym odkrywaniem, że to pytanie i to drugie, i to trzecie nie miały sensu. I patrzyłem na mędrców w moim kraju – nie znaleźli odpowiedzi na zeszłoroczne pytania, ale – o Panie – dziś uśmiechają się w duchu, gdyż prawda objawiła im się jako odrzucenie jednego pytania. Ja wiem dobrze, Panie, że mądrość nie jest posiadaniem odpowiedzi, ale wyleczeniem niedostatków mowy (…), wiem, czym jest miłość i że wtedy nie stawia się już żadnych pytań. Krok po kroku, przezwyciężając kolejne sprzeczności, wędruję w kierunku ciszy, która wymazuje pytania i jest szczęśliwością”.

No cóż… To „wyleczenie niedostatków mowy” powinno się znaleźć we wstępach do wszystkich podręczników życia modlitewnego. Nie tylko takich, z których ludzie chcieliby się uczyć, ale i takich, które jasno dają do zrozumienia: to ty, na koniec, staniesz się nauczycielem siebie. O ile zrozumiesz, że niedostatki mowy istnieją, że nie na wszystkie pytania należy szukać odpowiedzi i że miłość jest ostatecznym celem każdej modlitwy. „W głębokiej ciszy, przy Twoim miłosiernym Sercu, w tych rekolekcjach dojrzewa ma dusza” – napisała w „Dzienniczku” święta siostra Faustyna.

Miłość ci wszystko wybaczy

Tytuł piosenki sprzed lat był oczywiście bardzo przewrotny, a istotą jego przewrotności były ostatnie słowa: „bo miłość, mój miły, to ja”. Bardzo lubię ten fragment wiersza księdza Jerzego Szymika, w którym kapitalnie oddaje nasze ludzkie niedołężne i błędne z założenia próby manipulowania Janowym „Bóg jest miłością”: „jeśli kochasz/ zaufaj słowom Augustyna/ – zestarzał się na miłowaniu – i zapytaj:/ kogo? co?/ bo może się okazać że/ najzwyczajniej nie warto/ wprawdzie/ Bóg jest miłością/ ale liczne wątpliwości/ rodzą te same słowa/ przy zamianie przypadków/ i wielkiej litery/ i w odwrotnym porządku/ a święty Jan/ skrzywiłby się/ z obrzydzeniem”. A jednak „miłość ci wszystko wybaczy” nie jest fałszywym proroctwem. O ile uznamy, że miłością jest jedynie Bóg, a „wszystko” oznacza to „wszystko”, za co człowiek naprawdę szczerze pragnie uzyskać wybaczenie (czyli nazywa je złem i rozumie to zło jako coś, czego trzeba się wyzbyć). Jednej z nowicjuszek święta Teresa od Dzieciątka Jezus poleciła: „Rozważ tylko: Jeżeli największy na świecie grzesznik w chwili śmierci żałuje i umiera w akcie miłości, wówczas Pan, nie licząc z jednej strony nieprzeliczonych łask, których ten nieszczęśnik nadużył, ani z drugiej strony jego zbrodni, widzi jedynie i liczy tylko jego ostatnią modlitwę i przyjmuje go bezzwłocznie w ramiona swego Miłosierdzia”.

Nie można kochać nieszczerze. To dlatego Jezus pouczył uczniów, że nie mogą dwóm panom służyć. I nie da się wzrastać w życiu duchowym, praktykując nieszczerą modlitwę – prędzej czy później takie życie obumrze. Szczerość na modlitwie jest bowiem jak woda dla gleby, w której ziarno gorczycy kiełkuje. Bez niej zginie na pewno. Nie warto ryzykować. A przede wszystkim nie warto tracić szansy na to, że może rozwinąć się w potężne drzewo, choć ptaki nigdy nie uwiją sobie gniazd w jego gałęziach.

Czytaj więcej: Wielkopostny cykl „Jezus, modlitwa i ty”

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Adam Pawlaszczyk