„Bóg przed i ponad wszystkimi rzeczami na świecie” – mawiał ten, który wśród wielu charyzmatów rozpoznał jeden szczególny: szpitalnictwa.
Hasło: Jan Boży. Odzew? Szpitale!
„Jan Boży był w swoich czasach najświatlejszym umysłem Europy” – mawiał Jan XXIII.
Ta historia przypomina filmowy scenariusz. Jan Cidade urodził się w Portugalii w roku 1495 w rodzinie rzemieślnika. Żądny przygód ośmiolatek tak zachłysnął się opowieściami goszczącego u nich, zmierzającego do Hiszpanii pielgrzyma, że wymknął się z domu i… ruszył za nim. Zrozpaczona matka zmarła ze zgryzoty, a ojciec miał po czasie wstąpić do franciszkanów. Po dwudziestu dniach wędrówki zmęczony drogą chłopak osiadł w mieście Oropesa u Franciszka Mayorala, zarządcy owczarni. Ten przyjął Jana jak syna i nazwał go „otrzymanym od Boga” (a Deo). Przydomek przylgnął do chłopaka na całe życie. Choć przybrani rodzice chcieli uczynić Jana spadkobiercą majątku, ten po kilkunastu latach opuścił ich dom i zaciągnął się do wojska. Gdy ruszył z brawurową szarżą na francuskich żołnierzy, spadł z konia. Cudem uszedł z życiem. Gdy zaginęła kasa oddziałowa, a ktoś oskarżył Jana o kradzież, skazany na rozstrzelanie, w ostatniej chwili przed egzekucją został uniewinniony. Zbyt wiele było tych znaków…
Po spowiedzi generalnej młodzieniec ruszył do Composteli, do grobu św. Jakuba Apostoła, a później pracował przy fortyfikacji twierdzy Ceuta położonej na cyplu na kontynencie afrykańskim. Ostatecznie osiadł w Grenadzie. Tu 20 stycznia 1538 r. usłyszał kazanie św. Jana z Ávili, zwanego apostołem Andaluzji, które dla 43-latka było prawdziwym duchowym trzęsieniem ziemi. Padł na ziemię, krzycząc: „Boże! Miłosierdzia!”. Postradał zmysły – krzyknęli świadkowie i związanego zamknęli w zimnym lochu domu dla psychicznie chorych. To był trwający 40 dni czas ogromnego upokorzenia i oczyszczenia. Kiedy odzyskał wolność, zaczął usługiwać tym, którzy zostali wyrzuceni na margines. Za użebrane pieniądze zakupił dom, w którym postawił 47 szpitalnych łóżek. Szczególną troską otaczał osoby chore psychicznie. Na parterze przyjmował bezdomnych i ubogich. Środki zbierał u możnych miasta. Opiekował się sierotami, ludźmi starymi, bezdomnymi, ubogimi i wędrowcami. Dołączyli do niego „dobrzy bracia” (bonifratrzy).
„Kolejne porażki, jakich doświadczył, wprowadziły jego duszę w stan wewnętrznej pustki, która otworzyła go na pełnię Boga. Jan zrozumiał coś, co całkowicie przemieniło jego życie. Zdał sobie sprawę, że Bóg kocha go bezwarunkową miłością. Stał się współczującym i miłującym obliczem Boga dla Jego dzieci, szczególnie dla tych najbardziej zaniedbanych i marginalizowanych. Nie tylko przyjmował wszystkich, ale wychodził także do tych, którzy nie mogli sami przyjść do niego. Był całkowicie pochłonięty misją niesienia ulgi w cierpieniu chorym, ubogim, samotnym i potrzebującym” – opowiadał o założycielu bonifratrów brat Donatus Forkan OH, generał Zakonu Szpitalnego św. Jana Bożego.
Jan zmarł podczas modlitwy 8 marca 1550 r. W ręce trzymał krzyż.
Marcin Jakimowicz