Rok 2024 zapowiadany jest jako przełomowy, jeśli chodzi o bezpieczeństwo korzystania z sieci.
Nowy rok dla obserwatorów notowań walutowych zaczął się niczym dreszczowiec Alfreda Hitchcocka. Najpierw nastąpiło trzęsienie ziemi – kurs euro skoczył z 4,3 do 5 zł. A potem napięcie zaczęło stopniowo rosnąć. Wieczorem euro kosztowało już 5,59, a dolar 4,87. Wszystkie te dane oglądali użytkownicy wyszukiwarki Google, ale pojawiły się one także na kilku popularnych portalach. Wtedy do akcji wkroczył minister finansów Andrzej Domański, który napisał na portalu X: „Spokojnie. Ten kurs złotego, który sieje panikę, to »fejk« (błąd źródła danych). Za chwilę otworzą się rynki w Azji i sytuacja wróci do normy”. Po czym udostępnił właściwy kurs podawany przez portal Bloomberg. Napięcie opadło… ale tylko na jakiś czas. Bo dopiero refleksja, co by było, gdyby taki „fejk” trafił się najpopularniejszej wyszukiwarce w dzień powszedni, jakie mogłyby być jego konsekwencje, podniosła ciśnienie inwestorom, komentatorom, a nawet członkom rządu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko