Brak kultury, żenada, a może jeszcze coś więcej. Takie określenia cisną się na usta w reakcji na sposób, w jaki red. Grzegorz Miecugow przepraszał red. Joannę Lichocką za pomówienie, jakiego się dopuścił.
Sprawa dotyczyła wypowiedzi red. Miecugowa z lipca ub.r. w TVN24, w której oskarżył red. Lichocką o złamanie etyki dziennikarskiej, bo według niego poinformowała sztab wyborczy Jarosława Kaczyńskiego o swoich pytaniach przed debatą kandydatów na prezydenta.
Redaktor Lichocka pozwała autora tych insynuacji do sądu, a ten, nie mając żadnych dowodów na ich potwierdzenie, zgodził się na ugodę, w której zobowiązywał się do publicznego sprostowania i przeproszenia za nieprawdziwe oskarżenia w telewizji TVN24, a także wpłacenia 10 tys. zł na rzecz Lubelskiego Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia.
Ugoda oznaczała więc całkowite przyznanie się do winy. Redaktor Miecugow odczytał 5 maja przeprosiny, ale sposób, w jaki to zrobił, świadczy o jego całkowitym braku klasy. Oto bowiem wykonaniu wyroku towarzyszyły ironiczne komentarze, sarkazm i kpina, np., że „Lichocka to wzorzec z Sèvres” czy wzór dziennikarskiego obiektywizmu.
Każdy, kto oglądał ten żenujący spektakl, nie miał wątpliwości, że red. Miecugow absolutnie nie zgadza się z sentencją wyroku, który zobowiązał się odczytać. Szkoda, że zabrakło mu odwagi przed sądem i zamiast iść na ugodę, nie poddał się wyrokowi. Zapewne temu „damskiemu bokserowi” zabrakło po prostu odwagi.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński (komentarz)