Armenia szuka sojuszników, którzy pomogą jej obronić się przed spodziewanym kolejnym atakiem Azerbejdżanu.
Nad Kaukazem unosi się widmo kolejnej wojny. 20 września Azerbejdżan wygrał trwający 30 lat konflikt o Górski Karabach. Władze wspieranego przez Armenię parapaństwa złożyły broń i z końcem roku rozwiązane zostaną jego struktury. Cała ormiańska ludność (około 100 tys. osób) opuściła Karabach. W wyludnionej stolicy Stepanakert (przez Azerów zwanej Chankendi) prezydent Ilham Alijew wciągnął na maszt azerską flagę. Wygrana wojna nie oznacza jednak pokoju, tylko eskalację żądań Azerbejdżanu. Znajdująca się w trudnej sytuacji Armenia próbuje radykalnego zwrotu w polityce zagranicznej. Premier Nikol Paszynian domaga się opuszczenia kraju przez rosyjskich żołnierzy. W zamian stawia na współpracę z Indiami, Stanami Zjednoczonymi, a przede wszystkim z Francją. W październiku w Armenii gościła francuska minister spraw zagranicznych Catherine Colonna, która obiecała dostawy broni, przysłanie doradców wojskowych, a także otwarcie konsulatu w strategicznej prowincji Sjunik, którą chce zaatakować Azerbejdżan. Czy te odważne kroki dyplomatyczne uchronią Armenię przed nową wojną?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Legutko