Tak, organizatorzy ŚDM popełnili kilka błędów. Ale satysfakcja, z jaką niektórzy tropią niedociągnięcia liturgiczne w Lizbonie, ma niewiele wspólnego z miłością do Kościoła.
Kilka godzin temu wylądowałam na Okęciu po tygodniu spędzonym wśród młodych zgromadzonych na Światowych Dniach Młodzieży. To był naprawdę gorący czas. I nie chodzi tylko o temperaturę, która w Lizbonie w weekend przekroczyła 40 stopni. Gorąca była przede wszystkim atmosfera, panująca wśród młodych, gorące były ich reakcje na słowa Papieża, gorąca modlitwa płynęła z ich serc.
Jaki Kościół spotkałam w portugalskiej stolicy? Pełen życia, zapału, entuzjazmu do głoszenia Chrystusa. Pełen samozaparcia i gotowości do przekraczania granic – dla uczestników udział w tym wydarzeniu wiązał się z niemałym poświęceniem. Wielokilometrowe wędrówki w upale, spotkania z Papieżem przeżywane w pełnym słońcu, spartańskie warunki zakwaterowania czy konieczność czekania w długich kolejkach po jedzenie – to wszystko sprawiało, że udział w ŚDM daleki był od wakacji all inclusive. A jednak młodzi podjęli ten wysiłek, choć najczęściej „nagrodą” za długi marsz w upale było miejsce, z którego ledwo było widać telebim z Ojcem Świętym.
Ceremonia powitania Ojca Świętego. Roman Koszowski/Foto GośćTen młody Kościół potrafił się cieszyć, tańczyć i śpiewać na ulicach, skandować na całe gardło „Esta es la juventud del Papa” („to jest młodzież papieża”), okazywać radość i entuzjazm tak charakterystyczne dla wieku. Ale – co było bardzo uderzające – ten sam Kościół doskonale wiedział, kiedy może rozwinąć skrzydła spontaniczności, a kiedy powinien w ciszy swojego serca rozważać i modlić się. Papieskie przemówienia nie były przerywane oklaskami czy okrzykami. Stojąc w jednym z sektorów w czasie Drogi Krzyżowej, widziałam autentyczne wzruszenie na twarzach modlących się ludzi. Tuż obok mnie klęczał młody mężczyzna z jednego z krajów Ameryki Południowej, który przez całe nabożeństwo przytulał do siebie sporą figurę Matki Bożej. W Parku Pojednania w 150 konfesjonałach trwała spowiedź w różnych językach, każdego dnia korzystało z niej kilkanaście tysięcy osób, a niepoliczalna liczba młodych prosiła o posługę sakramentalną swoich kapłanów. Kaplica adoracji, urządzona tuż obok pola spowiedzi, wypełniona była młodymi, w milczeniu klęczącymi przed Panem, podobnie wyglądały wnętrza lizbońskich kościołów. Najbardziej poruszającą dla mnie chwilą był jednak moment tuż po Komunii na Mszy Posłania. Orkiestra zakończyła utwór i na Campo da Graça zapadła absolutna cisza. Półtora miliona ludzi trwało w milczeniu na adoracji.
Droga Krzyżowa w Parku Edwarda VII Roman Koszowski/Foto GośćTymczasem kiedy wracałam do pokoju i wchodziłam na media społecznościowe, miałam wrażenie, że w Lizbonie odbywają się dwa równoległe wydarzenia. W komentarzach, pisanych z poziomu domowej kanapy, wybrzmiewały wyłącznie nadużycia, skandale i zaniedbania. Nie brakowało mocnych słów: profanacja, herezja, antychrześcijaństwo. Organizatorom zarzucano brak wiary w realną obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie i demoralizowanie młodych ludzi. Światowe Dni Młodzieży w mediach społecznościowych – dodajmy: polskich mediach społecznościowych, bo poza naszym krajem ten trend nie był tak widoczny – sprowadzone zostały do detali. Do miseczek, które zastąpiły puszki na konsekrowane Hostie na Mszy Otwarcia, do stroju szafarzy i – o zgrozo! – szafarek, do muzyki techno, która jakoby miała być oprawą Eucharystii (w rzeczywistości półgodzinny set muzyki klubowej odtworzony był na dwie godziny przed jej rozpoczęciem i nie miał żadnego związku z liturgią). Awantura dotyczyła też przechowywania Najświętszego Sakramentu w plastikowych pudłach, tymczasem taka sama sytuacja miała miejsce w 2016 roku w Krakowie. Tam wewnątrz pojemników znajdowały się cyboria z Ciałem Pańskim, przygotowanym do rozdzielania w czasie Mszy Posłania. Pudła miały zabezpieczać Święte Postacie przed kurzem i ryzykiem rozsypania, a tymczasowe kaplice były dostępne tylko dla wyznaczonych wolontariuszy, strzegących ich w nocy. W Lizbonie prawdopodobnie było tak samo.
1. MUZYKA TECHNO NA MSZY W CZASIE ŚDM??🧵
— Agnieszka Huf (@agnieszka_huf) 8 sierpnia 2023
Tak, PRZED Mszą Posłania w Parku Tagu rozbrzmiewała muzyka klubowa.
Tak, DJ był ksiądz - popularny w Portugalii Padre Guilherme.
Nie, to nie miało miejsca w czasie Eucharystii.
Nie, to nie było bezpośrednio przed.
⤵️Nitka: pic.twitter.com/CbhN4Cuxyl
Oburzenie wywołał także krzyż, który niesiony był w czasie nabożeństwa Drogi Krzyżowej – zdaniem wielu był zbyt mały, niewidoczny z daleka, nie stanowił centrum liturgii. Tyle, że ten konkretny krzyż podarował młodym Jan Paweł II w latach 80-tych, kiedy ustanawiał pierwsze Światowe Dni Młodzieży i tenże krucyfiks towarzyszy w tych spotkaniach od początku. Kilkumetrowy krzyż siłą rzeczy nie może być widoczny z oddalonych sektorów, ale logiczne argumenty w tym sporze czasami stają się niezauważone. Trudno było nie odnieść wrażenia, że komentatorzy znajdywali satysfakcję w tropieniu niedociągnięć i nadużyć, interpretując fakty na niekorzyść ŚDM, za to zgodnie z własną tezą, że to wydarzenie jest zagrożeniem dla wiary młodych. Zamiast spojrzeć w twarz młodego Kościoła, przyprawiali mu gębę.
Droga Krzyżowa. Roman Koszowski/Foto GośćCzy organizatorzy ŚDM popełnili błędy? Nie mam wątpliwości, że tak. Pewne kwestie można było rozwiązać z większą dbałością o szczegóły, podkreślając w widzialny sposób cześć do Eucharystii. Byłoby lepiej, gdyby Komunii udzielali, w miarę możliwości, także kapłani i diakoni, a szafarze ubrani byli w alby. Miseczki zastępujące cyboria nawet dla osób, które pozytywnie postrzegały Światowe Dni Młodzieży, były gorszącym widokiem. Człowiek jest istotą zmysłową, niewidzialną rzeczywistość postrzega także w oparciu o sferę widzialną. „Nie założyłbym bezrękawnika, idąc odprawiać Mszę” – powiedział mi jeden z polskich jezuitów.
Z drugiej strony sprowadzanie Światowych Dni Młodzieży tylko do zaniedbań liturgicznych i określanie ich mianem herezji i profanacji jest daleko idącym nadużyciem. Czytając komentarze, miałam wrażenie, że krytycy ŚDM za wszelką cenę starają się znaleźć ich słabe punkty i udowodnić założoną przez siebie tezę, że to wydarzenie gorszące i złe. Sprawa dotyczy zresztą nie tylko ŚDM – pewna część polskiego Kościoła z założenia krytykuje każde posunięcie papieża Franciszka, w swoich wypowiedziach posuwając się do używania wobec niego epitetów, z których „argentyński pajac” jest jednym z łagodniejszych.
Przejazd papieża na niedzielną Mszę Posłania. Roman Koszowski/Foto GośćBoli mnie myśl o młodych, którzy rozpaleni słowami papieża i modlitwą wśród rówieśników z całego świata wrócą do swoich domów i tam dowiedzą się, że wydarzenie, które tak mocno dotknęło ich serc, było hucpą i jednym wielkim zgorszeniem. Boli mnie, że ważne słowa Papieża – choćby te, że z góry spoglądać na człowieka mogę tylko i wyłącznie w chwili, kiedy pomagam mu wstać – zupełnie nie przebiły się do polskich mediów społecznościowych, bo te wypełnione są tylko krytykanctwem i narzekaniem.
„Szaty i naczynia liturgiczne powinny być piękne i wykonane z należytego materiału. Oby w każdej parafii takie były!!! Ale jak już to ustaliliśmy, to teraz posłuchajmy Papieża, ponieważ mogą nam umknąć inne ważne rzeczy” – napisał na swoim profilu ks. Janusz Chyła, proboszcz parafii w Chojnicach nazywany też „proboszczem Twittera”. Nie chodzi o to, żeby przymykać oczy na niedociągnięcia i nie wyciągać wniosków na przyszłość. Ale skoro już wiemy, co było nie tak, zachwyćmy się tym, że półtora miliona osób trwało w modlitwie (Msza Posłania była największym zgromadzeniem ludzi od chwili wybuchu pandemii) i weźmy sobie do serca słowa Franciszka. A przede wszystkim poczekajmy, aż młodzi wrócą z Lizbony i sami opowiedzą co Pan im uczynił. Bo ostatecznie to o ich serca i Jego działanie chodzi.
Młodzi w drodze na spotkanie z Franciszkiem. Roman Koszowski/Foto GośćAgnieszka Huf