Na szczycie UE 24-25 marca przywódcy "27" formalnie przyjmą pakt na rzecz euro, który zasadniczo ma wzmacniać konkurencyjność krajów euro. Polska, która nie chce Europy dwóch prędkości, skorzystała z zaproszenia, co oznacza, że będzie musiała wdrożyć postanowienia paktu.
Nie ma żadnych proceduralnych wymogów określających, jak kraje, które nie są w strefie euro, mogą przystąpić do paktu. Jest on dla nich otwarty pod warunkiem, że zobowiążą się zrealizować jego wymogi: co roku będą się politycznie zobowiązywać do zbliżania swoich polityk gospodarczych w wybranych dziedzinach, takich jak zatrudnienie, konkurencyjność gospodarcza czy stabilność finansów publicznych.
"Konkurencyjność ma zasadnicze znaczenie dla szybszego i trwalszego wzrostu UE w perspektywie średnio- i długoterminowej, dla podniesienia poziomu dochodów obywateli i dla zachowania naszych modeli społecznych. Zachęca się państwa członkowskie spoza strefy euro do uczestniczenia w pakcie na zasadzie dobrowolności" - głosi dokument.
Na czwartkowo-piątkowym szczycie wszyscy przywódcy "27" mają formalnie zatwierdzić i zainaugurować pakt, przyjęty przez 17 szefów państw i rządów strefy euro na szczycie w Brukseli 11 marca.
"Kraje strefy euro na szczycie przedstawią pierwsze konkretne zobowiązania. Kraje pozostałej dziesiątki, która nie należy do strefy euro, będą miały okazję, by powiedzieć, czy wchodzą do paktu" - powiedział w piątek dyplomata węgierskiej prezydencji. Premier Donald Tusk już zadeklarował, że dla Polski dołączenie do paktu było kluczowe, by pozostać w głównym nurcie podejmowania decyzji w UE.
"Polska jest gotowa do przystąpienia do paktu. (...) Z satysfakcją mogę powiedzieć, że obawa, że wzmocni się pokusa tworzenia dwóch prędkości (...), została zażegnana - mówił Tusk w Brukseli 11 marca. - W tej kwestii jestem dużo spokojniejszy niż wtedy, kiedy pomysł paktu się rodził".
Pakt to pomysł Francji i Niemiec, które wspólnie zaprezentowały na szczycie w Brukseli 4 lutego ideę zacieśnia integracji w ramach eurolandu poprzez silniejsze zarządzanie gospodarcze, pod groźbą sankcji za nierealizowanie wyznaczonych celów.
Zgodnie z zapisem w deklaracji szczytu eurolandu 11 marca o powołaniu Paktu, na kolejne szczyty przywódców państw euro będą jednak zapraszani liderzy państw, które dołączą do Paktu.
Ale nie odsuwa to groźby podziału Europy na tzw. dwie prędkości: czyli tych, którzy się bardziej i szybciej integrują, i resztę. Tyle że granica nie będzie tak wyraźnie przebiegać według przynależności do strefy euro. Na pewno poza głównym nurtem integracji pozostanie nie planująca przyjęcia wspólnej waluty Wielka Brytania. Nieprzypadkiem niemieccy dyplomaci podkreślają, że "Pakt dla euro" to projekt "17+" (od liczby obecnych członków eurolandu) lub nawet "27-". "Nie zmieniliśmy zdania, że jesteśmy przeciwni formalizacji strefy euro" - powiedział PAP niemiecki dyplomata. Polskie źródła dyplomatyczne zapewniły, że kanclerz Angela Merkel osobiście dzwoniła do Donalda Tuska, by powiedzieć, że zależy jej na wejściu Polski do Paktu.
Oprócz Polski decyzję o przystąpieniu do paktu ogłosiła już także Dania. Dyplomaci w Brukseli spodziewają się też przyłączenia Łotwy i Litwy (oba kraje są już w tzw. przedsionku do euro, czyli systemie RM2). Nie wejdą Wielka Brytania i Szwecja - zapewniają dyplomaci w Brukseli. Raczej na pewno także Czechy (choć na 100 proc. będzie wiadomo po szczycie).
Wersja Paktu opracowana przez przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya jest dużo łagodniejsza niż wstępne propozycje francusko-niemieckie. Nie nakazuje np. zrezygnować z indeksacji płac (obowiązującej w Belgii i Luksemburgu), tylko zaleca "dokonanie przeglądu ustaleń w zakresie ustalania wynagrodzeń (...) z jednoczesnym zachowaniem autonomii partnerów społecznych w negocjacjach zbiorowych". Zamiast harmonizacji podatku od przedsiębiorstw CIT "państwa zobowiązują się prowadzić zorganizowane dyskusje dotyczące kwestii polityki podatkowej, zwłaszcza po to, by zapewnić wymianę sprawdzonych wzorców, w kwestii unikania szkodliwych praktyk oraz zwalczania oszustw".
Polski rząd wielokrotnie podkreślał, że obciążenia wynikające z paktu nie stanowią dlań problemu, gdyż w dużej mierze zostały już w Polsce wdrożone. Tak jest np. z zasadą równoważenia finansów publicznych, gdzie pakt jako jedno z możliwych rozwiązań wymienia ustawowy hamulec zadłużenia. Polska konstytucja zabrania przekraczania progu długu publicznego w wysokości 60 proc. PKB.
Szczyty w ramach paktu mają odbywać się raz w roku, zawsze przed marcową Radą Europejską (formalny szczyt UE poświęcony sprawom gospodarczym). Pakt zakłada, że cele polityk gospodarczych będą uwzględniane wspólnie, ale środki do ich realizacji będą w kompetencjach narodowych, dobierane według uznania każdego z państw, z uwzględnieniem zróżnicowanych struktur gospodarek krajowych i różnych punktów wyjścia. Sprawdzeniu, czy kraje wypełniają swoje obietnice, będzie służył system wskaźników dotyczących konkurencyjności, wydajności i kosztów pracy, stabilności finansów publicznych itd.
Jeśli kraje na szczycie nie zgłoszą konkretnych zobowiązań, to mają to zrobić najpóźniej w krajowych programach reform i zaktualizowanych programach stabilności i konwergencji, które prześlą do KE w kwietniu.
"Nawet gdyby się okazało, że mamy przyjąć 24 marca te zobowiązania - które gotowe są przyjąć także inne państwa paktu: Grecja, Portugalia, Niemcy, Słowacja - to mogę powiedzieć z absolutną pewnością, że bylibyśmy w stanie to uczynić nawet w tak krótkim terminie" - deklarował Tusk 11 marca.
Realizowanie paktu ma się odbywać na podstawie zainaugurowanego w tym roku "europejskiego okresu oceny", w ramach którego kraje UE mają zbliżać polityki gospodarcze przy opracowywaniu swoich budżetów. Na podstawie narodowych planów reform KE wyda zalecenia dla poszczególnych krajów (w maju-czerwcu). Następnie zostaną one przedyskutowane i zatwierdzone przez radę ministrów finansów Ecofin oraz szefów państw i rządów "27" na szczycie UE (w czerwcu).
Z Brukseli Michał Kot i Inga Czerny (PAP)
kot/ icz/ mc/