Ostatnio w naszej literaturze modny stał się temat tzw. polskiego antysemityzmu. "Nasza klasa" Tadeusza Słobodzianka wpisuje się w ten nurt.
Według autora dramatu, przyczyną antysemityzmu jest polski katolicyzm. W zrealizowanym przez Teatr na Woli spektaklu „Nasza klasa” wiszący na klasowej ścianie krzyż zastępują symbole totalitarnych systemów – sierp i młot, a potem swastyka. Tym samym katolicyzm zostaje przyrównany do niszczących ideologii. To niesprawiedliwe, można rzec propagandowe, nadużycie. Oglądając spektakl, dochodzi się do wniosku, że nieważna jest prawda historyczna, ale uogólnienia, które łatwo sprzedać. Tylko czy autor – zaznaczając, nie tylko w wywiadach, że akcja dotyczy wydarzeń z 1941 r. w Jedwabnem – liczy na to, że „kupujący” nie znają historii i wezmą wszystko, co im się oferuje? Nawet tak sprawnemu dramaturgowi jak Tadeusz Słobodzianek nie udaje się unieść w tej niewątpliwie miejscami przejmującej sztuce proponowanej przez siebie tezy.
Bo realizując propagandowe zadanie, wpada w pułapkę stereotypów, widocznych zwłaszcza w opowieści o dojrzałym życiu bohaterów. Na przykład jeden z uczniów – Heniek, który potem został miejscowym proboszczem, to według kolegi, Władka: „Karciarz! Złodziej! Pederasta!”. Jak sam mówi, prasa pisała o jego słabości do „rumianych ministrantów”, a nawet donoszeniu na „Solidarność” w zamian za ułatwienia przy budowie świątyni. Zakłamany, bo nieprzyznający się do udziału w mordzie na Żydach. Chciałoby się w imieniu autora podsumować: „Taki jak wszyscy księża”. To właśnie proboszcz Heniek patrzy z jednego z plakatów, reklamujących „Naszą klasę”, jak gdyby prowokując do zaczepki. „Przecież to kler jest wszystkiemu winien” – wkłada nam do głowy Słobodzianek. Nie tylko w tym kontekście fakt, że dramat został nagrodzony tegoroczną „Nike” budzi poważne zastrzeżenia co do znaczenia tej nagrody.
Gdzie są Niemcy?
Na początku spektaklu Polacy – katolicy właśnie pod klasowym krzyżem, przesadzają do ostatnich ławek nieodmawiających modlitwy „Ojcze nasz” żydowskich kolegów. Potem rzucają w nich kulkami z papieru i zaczynają „tych gorszych” poszturchiwać. Klasowe prześladowania przekładają na czyny w dorosłym życiu. Pielęgnowana wyższość i poczucie niechęci do Żydów prowokuje Polaków do mordowania własnych kolegów. Czy taką prymitywnie uogólniającą tezę o nienawiści do starszych braci w wierze można postawić Polakom, którzy mają najwięcej drzewek w Yad Vashem? To w naszym kraju podczas wojny ocalono najwięcej na świecie obywateli Izraela i tylko u nas za ich ratowanie groziła śmierć. Nie można też zapomnieć, jak niebagatelny udział w ratowaniu Żydów miał Kościół katolicki, przypominając choćby postać Henryka Sławika.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych