Nową OCH-SCENĘ Teatru Polonia w Warszawie otwarła znakomita premiera spektaklu z kanonu rosyjskiej klasyki - "Wassa Żeleznowa" Maksyma Gorkiego.
Polonii przybyło interesujące miejsce prezentacji – scena nie ma kurtyny, znajduje się między dwiema widowniami. To na niej mają odbywać się odważniejsze realizacje teatru. „Wassa Żeleznowa” w reżyserii debiutanta Waldemara Raźniaka z pozoru wydaje się mało odważna, a jednak – jeśli za odwagę poczytać odarcie dramatu z realiów politycznych i skoncentrowanie na problemach moralnych bohaterów, widowisko można uznać za przerażający dramat współczesny.
Pozbawiony ozdobników i usprawiedliwień – wykładający prawdę o ludziach zimnych, bezdusznych, zapatrzonych w „swoje” – dzieci, interesy, pieniądze. I dający odpowiedź dlaczego tak się dzieje. Tytułowa Wassa (rewelacyjna, ascetyczna w środkach Krystyna Janda) – żona potentata okrętowego, alkoholika i sadysty – urodziła mu dziewięcioro dzieci, z czego przeżyło troje, w tym niepełnosprawna Luba, która po śmierci matki mówi: „Możemy rozmawiać głośno, matka umarła”, choć za jej życia i po śmierci, wydaje się, że najbardziej ją kocha (mdleje po wypowiedzeniu tych okrutnych słów).
„Jestem jak zwierzę” – nie waha się przyznać bohaterka, dbająca jedynie o to, by majątek i ród przetrwały w osobie wnuka Koli. Jako ilustracja tych słów trup na scenie ściele się gęsto – otrutego męża, służącej, a na koniec – zmordowanej przez życie – (zamordowanej przez siebie) Wassy. W sumie – 100 minut na refleksję o nas samych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych