W filmach o czasach PRL Kościoła jakby nie było. A przecież on właśnie stwarzał wtedy sferę wolności. Z Rafałem Wieczyńskim, reżyserem filmu „Popiełuszko. Wolność jest w nas”, rozmawia Edward Kabiesz
Edward Kabiesz: W ostatniej chwili rozszerzył Pan tytuł filmu na „Popiełuszko. Wolność jest w nas”. Czy nazwisko tytułowego bohatera nie wystarczało?
Rafał Wieczyński: – To nie był mój pomysł, ale dystrybutora, który przeprowadził badania. Wielokrotnie podkreślałem, że ks. Jerzy chciał ludzi wyzwolić wewnętrznie, i to zostało sformułowane w tytule. Okazało się, że dla młodych ludzi samo nazwisko rzeczywiście nie wystarcza, ale w powiązaniu z przesłaniem bohatera staje się atrakcyjne. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że trzeba było zrobić ten film.
Czy młodzież jest najważniejszym adresatem filmu?
– Najważniejszym, ale nie jedynym. Traktuję młodych tak samo serio jak wszystkich, którzy przeżyli tamten czas i którym bliska jest historia Polski. Film adresowany jest dla szerokiej publiczności. Z pierwszych próbnych pokazów wynika, że młodzież przyjmuje film dobrze, młodym otwierają się oczy na pewne rzeczy. Oni nie wiedzą o heroizmie Popiełuszki, bo nie mają skąd się dowiedzieć. Na szkolnych lekcjach historii w praktyce rzadko dochodzą do omawiania współczesności.
Czy w czasie realizacji filmu nie przeżywał Pan chwil zwątpienia?
– Coś w tym jest, że rzadko takie filmy u nas się robi i nie wszyscy są przyzwyczajeni do pewnych wymagań. Mamy znakomitych fachowców i wielu ludzi pracowało fantastycznie przy filmie. Jednak na tyle rzadko stawia się u nas poprzeczkę wysoko, że brak ludziom pewności i doświadczenia, przekonania, że coś ma być zrobione do końca dobrze, że widz nie ma zostać oszukany. Byłem uparty i dlatego zdjęcia się przedłużały, realizowaliśmy wiele dubli. Ta produkcja była wyzwaniem dla wszystkich. Dla mnie i dla całej ekipy. Niektórzy przeszli samych siebie, bo jeżeli się pracuje czasem po 15 godzin i więcej, jest to olbrzymi wysiłek.
W jednej z recenzji pojawiło się sformułowanie: „ten film – cofa nie tylko kino, ale i Polskę o dobrych kilkadziesiąt lat”.
– No i jestem dumny z tego. Cóż za siła jednego filmu, prawda? Film, istotnie, odtwarza atmosferę początku lat 80., przesyconą swoistym poczuciem wspólnoty narodu skierowanej przeciwko systemowi komunistycznemu. Przypomina, że ośrodkiem życia kulturalnego i duchowego Polaków był Kościół katolicki. Rozumiem, że dzisiaj u niektórych przywoływanie pozytywnych bohaterów księży – i to bez filtrów politycznej poprawności – może budzić irytację.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz