Nowe płyty Tomka Budzyńskiego i grupy 2 Tm 2,3 są jak naczynia połączone. Na dramatyczne pytania lidera Armii odpowiada słowo Boże wyśpiewane przez Tymoteusza.
Na półki sklepowe trafiły właśnie dwa ważne krążki: akustyczna płyta Tymoteusza „Dementi” i solowy album Tomka Budzyńskiego „Luna”. Płyta lidera Armii to, jak jego pierwszy autorski program, wyśpiewany tomik poezji. Artysta przeżywa trudny czas. Pustynne, nocne klimaty znajdziemy w każdej piosence. Budzyński jest na „drodze, którą nikt nie chodzi”. Jego modlitwa się „nie wznosi”. – Halo! Jest tam kto? – zdaje się wołać, ale nie słyszy odpowiedzi. Słuchawka jest odłożona. Tej płycie bliżej jest do „Nocy ciemnej” św. Jana od Krzyża niż do rockandrollowego szaleństwa. – Pan prowadzi mnie ciemną doliną – opowiada muzyk. – Gdzie jest Bóg, który był jeszcze niedawno na wyciągnięcie ręki? Gdzie Jego obietnice? Genialnie mówi o tym „Pieśń nad pieśniami”: wstałam, by otworzyć drzwi memu miłemu, a jego już nie było. Szukałam go i... nie znalazłam. I jeszcze pobili mnie, zerwali suknię i znieważyli strażnicy. Gdzie jest mój Ukochany? I to mówi najświętsza pieśń Izraela! To jest droga duszy. Przeżywam noc, ale wierzę, że Bóg mnie nie opuścił.
„Luna” to płyta pełna pytań. Odpowiedzi znajdziemy na drugim krążku: akustycznym „Dementi”. Skąd taki tytuł? Gitarzysta i producent Tymoteusza Robert Friedrich wyjaśnia: Dobrze jest dementować wszelkie fałszywe pojęcia na temat mojej chrześcijańskiej radykalności. Często tak zwany „muzyk chrześcijański” jest kojarzony z kimś pokornym, posłusznym, takim zawsze sympatycznym. Tymczasem w 2 Tm 2,3 takich ludzi nie widzę! Kiedyś jeszcze myśleliśmy, że może Marcin Pospieszalski albo Mikołaj jest taki pokorny, ale też okazuje się, że są grzesznikami jak my (śmiech). – Nie chce mi się żyć, nie chce mi się odpowiadać – śpiewa na swej solowej płycie Budzyński. Opowiada, że jest na „zarośniętym bocznym torze, gdzie nie przychodzi nikt”. – Ja wołam do Ciebie, nie zostawiaj mnie tu – odpowiada na tę skargę Darek Malejonek w skocznej piosence reggae na „Dementi”.
– Nic to – wszystkie dni – śpiewa Budzyński. „Wszystko marność” – dopowiada na płycie Tymoteusza biblijny Kohelet, wyjaśniając, że jest czas rodzenia i umierania, budowania i burzenia. – Przeklęty dzień, w którym się urodziłem, dlaczego wyszedłem z łona matki? – woła Budzyński i ktoś mógłbym zawołać, że grubo przesadził, gdyby nie to, że to słowa samego Jeremiasza! – Powiedziałem sobie, nie będę już mówił, nie będę już myślał o Nim – zdradza muzyk. Ale nie potrafi przestać opowiadać o żywym Bogu. Dlaczego? Bo w jego sercu „pali się ogień, czarny ogień, co spala kości”. – Miłuję Pana, bo słucha krzyku mojej modlitwy. Znajdowałem się piekle, męczyły mnie smutki i udręka – błogosławi Boga Tymoteusz. To wołanie z samego środka nocy. Poezje Tomka i ostre jak miecz słowo Boże poruszają do żywego. A muzyka? Po pierwszym przesłuchaniu „Luny” nużą trochę transowe, monotonne piosenki oparte na kilku chwytach gitarowych (inna sprawa, że o ciemnej nocy trudno śpiewać w rytmie poleczki), jednak za każdym przesłuchaniem krążka odkrywamy mnóstwo muzycznych smaczków. Ta płyta wciąga. Najlepszym kawałkiem jest skoczna piosenka „Umieraj”. – Umieraj, już idź, aby żyć! – woła Budzyński.
O płycie „Dementi” muzycy opowiadali już przy nagrywaniu rewelacyjnego, punkowego albumu 888. Mówili, że mają materiał na stonowaną, akustyczna płytę. Album jest rzeczywiście stonowany; pełen pięknych melodii zagranych kameralnie z towarzyszeniem kwartetu smyczkowego. Znajdziemy wiele korzennych pieśni Izraela, pulsujące reggae, saksofonowe klimaty Morphine i pełne oddechu psalmy. Płyta znakomicie sprawdza się na koncertach. Ludzie wychodzą z nich oczarowani. „O Panie, moje serce nie ma już pretensji, nie gonię za tym, co przerasta moje siły” – śpiewa w psalmie 131 Tymoteusz. Muzycy dojrzeli. Nie muszą już zbawiać świata. – Na początku chcesz krzyczeć wszystkim dokoła, śpiewać na ulicach i myślisz, że od ciebie wiele zależy – opowiada Tomek Budzyński. – Wydaje ci się, że jeśli wyjdziesz na scenę i powiesz tłumom o Jezusie, to one padną na kolana. I ta presja, że musisz złożyć świadectwo w czasie koncertu, bo jeśli nic nie powiesz to... A co, Pana Boga nie ma?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz