Pochodzi z ortodoksyjnej żydowskiej rodziny. Jego rówieśnicy pilnie ślęczeli nad wersami Tory, a później z wypiekami na twarzy zaczytywali się w komentarzach, które do jej słów napisali cadycy. On uciekał. Ze szkoły i od religii. Gdy w końcu jako nastolatek odkrył Bożą miłość, zaczął o niej… rapować. Dziś hip-hopowy chasyd podbija świat.
Matthew Miller zaskoczył wszystkich. Zaczął opowiadać biblijne historie językiem hip-hopu i skocznego, pulsującego reggae. Znany jest jako MATISYAHU. Jego kalendarz koncertowy jest wypełniony, a żywiołowe koncerty przyciągają prawdziwe tłumy.
Matisyahu wydał dotąd dwie płyty: album „Shake off the dust... Arise” i koncertówkę „LIVE AT STUBB’S”. Tę ostatnią płytę znajdziemy na półkach polskich sklepów.
Albumy czerpią garściami ze stylu Jamajki, ale wyrapowane teksty opowiadają przede wszystkim o historii Izraela. Oparte są na słowie Biblii. To naprawdę świetna muzyka. Porywające, skoczne kawałki reggae, rapowane psalmy, subtelne, leniwie sączące się ballady i wyśpiewane z prędkością karabinu maszynowego hip-hopowe rymy. Grając muzykę Boba Marleya, Matisyahu pozostaje w swym przesłaniu całkowicie oryginalny. A słowa? Biblijne opowieści, pełne tęsknoty zawołania: „Pragniemy nadejścia Mesjasza”. Czapki i jarmułki z głów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz