Informacja o powołaniu ordynariatów personalnych dla anglikanów pragnących wrócić do Kościoła katolickiego – to najważniejsza wiadomość ekumeniczna ostatnich lat. Do jedności z Kościołem może powrócić ponad 400 tys. anglikanów.
Ekumenizm, jako ruch ku pełnej, opartej na prawdzie jedności chrześcijan, od dawna przeżywa kryzys. Po latach wzajemnego poznawania się chrześcijan różnych wyznań, wielkich symbolicznych gestów (takich jak wzajemne zdejmowanie ekskomunik czy nowych, papieskich ocen reformatorów) przyszedł czas posuchy. Najbardziej zaawansowany dialog z prawosławiem został zahamowany z przyczyn politycznych (interesy Kremla okazały się ważniejsze niż jedność), a debatę teologiczną z Kościołami i wspólnotami poreformacyjnymi zastopowały głębokie teologiczne i moralne reformy, jakich doświadczał i nadal doświadcza tradycyjny protestantyzm. Kapłaństwo kobiet, akceptacja „małżeństw” osób tej samej płci, ordynacja na biskupów osób afiszujących się ze swoim homoseksualizmem czy odrzucenie przez część hierarchów (np. episkopalnego biskupa Johna S. Sponga) nawet istnienia Boga – wykopało teologiczną przepaść między Wspólnotą Anglikańską (ale także częścią wspólnot luterańskich czy reformowanych) a Rzymem.
Ratować wierność Ewangelii
Nie ma co udawać, że sytuacja ta może się szybko zmienić. Tradycyjny, zachodni protestantyzm (który trzeba odróżnić od błyskawicznie rozwijających się i zazwyczaj bardzo tradycyjnych w kwestiach moralnych wspólnot ewangelikalnych czy zielonoświątkowych) oddala się od Ewangelii i nauczania własnych założycieli. Nadzieje na szybkie, teologiczne i eklezjalne pojednanie (przynajmniej w kwestiach praktycznych) trzeba więc włożyć między bajki. Doskonale dostrzegają to już prawosławni, którzy ustami bp. Hilariona, odpowiedzialnego za relacje ekumeniczne w patriarchacie moskiewskim, przyznają, że jednym z największych zagrożeń dla zachodniego chrześcijaństwa jest jego postępująca laicyzacja. – Powinniśmy obawiać się, by pod wpływem idei liberalnych, świeckich norm moralnych nie stracić duchowo-moralnej nauki, którą w ciągu wieków stworzył Kościół chrześcijański – podkreślał bp Hilarion podczas spotkania w Wiedniu.
Wszystko to sprawia, że zamiast prowadzić dialog z wyznaniami coraz bardziej odległymi od chrześcijańskiej ortodoksji (a nie jest to przesada, gdy uświadomimy sobie, że prymaska Kościoła episkopalnego Katherine Jeffers Schori uznała na przykład, że uznanie w Chrystusie „jedynego Zbawiciela” byłoby zamykniem Boga w „pudełku od zapałek”), trzeba raczej zainteresować się wiernymi i duchownymi tych wspólnot, którzy zachowują wierność Ewangelii. Nurty odrzucające zmiany zachodzące w Kościołach protestanckich są – wbrew pozorom – silne. A wiele z nich z tęsknotą spogląda na Rzym czy Konstantynopol, dostrzegając w nich „depozytariuszy” wierności prawdzie. Tak jest z Tradycyjną Wspólnotą Anglikańską, skupiającą prawie 400 tys. tradycyjnych anglikanów, którzy oddzielili się od Canterbury, uznając za niebiblijne i nieanglikańskie święcenia kobiet, akceptację antykoncepcji czy otwarte wspieranie aborcji. Od kilku lat zabiegała ona o jedność z Rzymem, z zachowaniem własnej liturgicznej czy prawnej tradycji. Wielu anglikanów z Wielkiej Brytanii czy USA, którzy pozostają jeszcze we Wspólnocie Anglikańskiej (znajdującej się obecnie na granicy rozpadu, bowiem afrykańscy i azjatyccy biskupi już zerwali jedność z Amerykanami i tworzą w USA własne, tradycyjne struktury) także otwarcie przyznaje, że chętnie powróciłoby do Rzymu, gdyby pozwolono im zachować liturgię (odpowiednio zreformowaną) z „Book of Common Prayer” (czyli w zasadzie tradycyjny, jeszcze przedtrydencki ryt angielski) i umożliwiono posługę żonatym duchownym (co jest już możliwe, dzięki specjalnym papieskim dyspensom). Takie ostrożne deklaracje składa ponad 50 biskupów, setki księży z Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Kanady czy Australii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz P. Terlikowski, publicysta, filozof