Polityk musi wyjść do ludzi, zająć wśród nich stanowisko i odnieść się do nich
Wydawało się na początku lat dziewięćdziesiątych, że – wraz z odmaszerowaniem marksistowskiej koncepcji walki klas w mroki bezpowrotnej historii – polityka w państwach byłego realnego socjalizmu będzie uprawiana zgodnie z europejskimi standardami kulturowymi. Polityka według tych standardów to bardzo ważny i zgoła decydujący obszar kultury – a to dlatego, że uprawiający politykę zawsze staje wobec ludzi i zajmuje się sprawami ludzkimi.
Malarz może tworzyć swe dzieła w pracowni na strychu i schować je, przedstawienie teatralne można odegrać w małym, zamkniętym gronie – polityk musi wyjść do ludzi, zająć wśród nich stanowisko i odnieść się do nich. Mimo że pojęcia polityki i kultury zazwyczaj się oddziela, a nazwą „twórcy kultury” raczej nie obejmuje się polityków, to uważam, że sfera polityczna to samo centrum kultury, a polityk to albo twórca kultury, albo jego zaprzeczenie – czyli niszczyciel, deprawator, szkodnik. Nie bez kozery używa się zwrotu „scena polityczna”. Starcia polityczne to poligon kultury. Winny się toczyć w formach świadczących o respektowaniu godności człowieka i niewykraczających przeciw zasadom czystej gry. Ważne to szczególnie, odkąd rozgrywki polityczne przebiegają w obecności kamer telewizyjnych, bo naród ogląda swych wybrańców.
Styl swarów politycznych, demonstrowana bez żenady obłuda i podwójna moralność, ciągła podejrzliwość i niepohamowana skłonność do podłych insynuacji, grzebanie w cudzych sumieniach, dzielenie świata na swoich dobrych i innych złych – to wszystko przenosi się w naszą codzienność. Tak narzekamy na zachowanie kibiców na stadionach piłkarskich, w środkach przekazu mówi się eufemistycznie o pseudokibicach – a czym różniło się zachowanie posłów w chwili pojawienia się niepasującej im osoby od powitania gotowanego „wrogiej” drużynie wychodzącej na murawę? Może i tu pasowałby przedrostek „pseudo”?
Ot, przykład idący z góry. Oprócz spustoszenia kulturowego pociąga za sobą skutki dla samej polityki. Ona staje się brudna – i budzi wstręt u osób niecierpiących brudu. Efekt taki, że coraz więcej rzetelnych, uczciwych i kompetentnych ludzi trzyma się od niej z dala, a garną się do niej chętni ugrania czegoś dla siebie – profitów z posad, puszenia się przed kamerami, czy też po prostu zaspokojenia żądzy rządzenia. A nieraz zwyczajnie podli. Tacy stają się głównymi aktorami na scenie politycznej i raczą publiczność odpowiedniej jakości widowiskami czy – jak to coraz częściej się nazywa – igrzyskami.
Klucz – jak przeważnie – spoczywa w sferze etycznej. Bo respekt dla człowieka – każdego! – to wyzwanie etyczne (a dla chrześcijanina sprawdzian jego stosunku do Boga). Bez etyki nie ma kultury, a polityka bez kultury to szwindel.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego