Myśl wyrachowana: Postępowe tłumaczenie Ewangelii: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, weźcie za to odszkodowanie”
Alicja Tysiąc chce pozwać „Gościa Niedzielnego” do sądu. Powiedziała to w wywiadzie dla gazety „Polska – Dziennik Zachodni” z 12 maja. – Napisali, że dostałam pieniądze, bo nie mogłam zabić swojego dziecka. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu porównali do Auschwitz, a sędziów poważnej instytucji zestawili z dr. Mengele – uzasadniła. Stop, stop! Odwołujemy! Pani Tysiąc dostała od Trybunału becikowe. Specjalnie takie duże, żeby polski rząd wiedział, jak dbać o matki Polki. A z tym Auschwitz to też lipa. Tam ludzie na wakacje jeździli i w ogóle fajnie było. Coś nie tak? Aha, Auschwitz jednak było złe, bo tam zabijali niewinnych ludzi. Natomiast nienarodzone dzieci są winne. Julka Tysiąc na przykład jest, zdaniem „okulistek” feministek, winna gorszego wzroku mamy. Poza tym w Auschwitz zabijano ludzi, a to, co się jeszcze nie urodziło, to nie ludzie. No dobrze, ale Niemcy Żydów też za ludzi nie uważali – dlatego ich zabijali. Gdzie nie ruszyć, proaborcyjna argumentacja się rozłazi. Zawsze tak jest, gdy ludzie stawiają coś na głowie. Cóż z tego, że Trybunał Praw Człowieka nosi taką dumną nazwę, jeśli wciąż od widzimisię panów w kołnierzykach (Mengele też taki nosił) zależy, kogo nazywa się człowiekiem.
Niech nas pani skarży, pani Tysiąc. Gdy Polska Ludowa sądziła ks. Franciszka Blachnickiego za spowodowanie spadku spożycia alkoholu (jedyna skuteczna akcja trzeźwościowa w historii PRL), on nie bronił się. Powiedział tylko: „Nie proszę o łagodny wymiar kary, bo z punktu widzenia sprawy, którą reprezentuję, im wyższa ona będzie, tym lepiej”. Sprawa obrony życia niewinnych dzieci jest co najmniej równie ważna. Za taką sprawę to nawet wisieć zaszczytnie. Bo jest dokładnie tak – pani Tysiąc dostała pieniądze za to, że nie mogła zabić swojego dziecka. Jej motywacje, jak i intencje Trybunału, można wykręcać na wszystkie strony, a i tak zawsze przebije się prawda, że te pieniądze są zapłatą za krew. W tym wypadku niewylaną, ale właśnie dlatego są karą i ostrzeżeniem dla wszystkich, którzy ośmielają się wylewanie niewinnej krwi powstrzymywać.
We wspomnianym wywiadzie dziennikarz pyta panią Tysiąc, czy przedstawiciele krytykujących ją organizacji kontaktowali się z nią, by poznać jej motywy. „Nie” – pada odpowiedź. No cóż, ja się kontaktowałem. Gdy z wielkim trudem nawiązałem połączenie telefoniczne, dowiedziałem się, że rozmowy nie będzie, bo „Gość nic dobrego o mnie nie napisze”. W tym właśnie cała rzecz, że pani Tysiąc rozmawia tylko z tymi, którzy o niej napiszą „dobrze”. Dzięki temu nie słyszy pytań, które mogłyby zaniepokoić jej sumienie, usilnie zagłaskiwane przez panie z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. W innym wypadku nie mówiłaby z taką swobodą na koniec wywiadu: „Ze wszystkiego, co zrobiłam i zrobię, tylko Bóg mnie będzie rozliczał”. Ponieważ nie mogę osobiście, zapytam Panią na łamach: – Czy pani pomyślała, że Bóg może panią rozliczyć i z tego, co zrobią zachęcone pani przykładem kobiety?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak