Treść wypowiedzi prof. Anieli Dylus w GN nr 47/2008 dotyczy stosowania w ustawodawczej praktyce założeń katolickiej nauki społecznej przez partie polityczne, które akceptują naukę Kościoła.
Pani Profesor, odnosząc się do ustawy bioetycznej dotyczącej m. in. prawnego uznania procedury in vitro, mówi, że ponieważ politycy są niedoskonali, zawierają „niedoskonałe kompromisy”. Uważa, że taka postawa jest słuszna, bo „w sprawach politycznych nie bezkompromisowość, ale kompromis jest prawdziwą moralnością”. Politycy deklarujący przywiązanie do chrześcijańskich wartości, a więc i do poszanowania ludzkiego życia od początku, mają być, zdaniem prof. Dylus, zwolnieni z obowiązku przestrzegania tych wartości przy uchwalaniu ustaw. Sprzeniewierzenie się wyznawanym zasadom uważa Pani Profesor za cnotę i rozumny wybór. Do czego prowadzi taki sposób postrzegania rzeczywistości, zamazywania granic, których przekraczać się nie powinno, widać w niektórych krajach na Zachodzie, gdzie politycy partii określających się jako chrześcijańsko-demokratyczne głosują za szeroką dostępnością aborcji, a w szpitalach z nazwy tylko katolickich wykonuje się diagnostykę prenatalną w celu wykrycia zespołu Downa, by wobec dzieci nim dotkniętych zastosować „terapeutyczną terminację”.
Pani Profesor uważa, że katolickie pismo może stosować „radykalizm ewangeliczny”, ale katolickich posłów to nie dotyczy. Oni mają być zadowoleni z kompromisu dotyczącego ustawy bioetycznej tylko dlatego, że „nie będzie ona szalenie niesprzyjająca życiu”. Czyli, jeżeli podczas obowiązywania takiej ustawy zginie w Polsce 10 tys. zarodków rocznie zamiast 50 tys., to katolicki poseł powinien być zadowolony. Można być pewnym, że przy naszym poziomie kontroli przestrzegania prawa, jaki widzimy np. w odniesieniu do ustawy dotyczącej aborcji, już za rok dojdziemy do tych 50 tys. przy „obowiązywaniu” ustawy bioetycznej. Kompromis to jakby uchylenie drzwi. Uchwalamy kompromis w przekonaniu, że drzwi będą tylko uchylone i tak zostanie. Ale za chwilę będą na oścież otwarte. Później nie da się już ich domknąć.
Nie powinniśmy, zdaniem Pani Profesor, na siłę zachowywać czystych rąk, bo nie będziemy mieli wpływu na podejmowane w polityce decyzje. Może lepiej mieć ręce czyste niż pobrudzone krwią? Każda forma ustawowego kompromisu będzie korzystna tylko dla ciemnego rynku sztucznego rozrodu, gdyż daje pozory ucywilizowania nieetycznych procedur i usypia sumienia. Propozycje takiego kompromisu ze strony środowisk katolickich polityków czy posłów są co najmniej nieroztropne. To nie błąd taktyczny, ale strategiczny.
Nie można tylko trochę chronić życia ludzkiego. Nie da się dziecka zabić w połowie. W tych sprawach trzeba mówić „tak – tak i nie – nie”. Nawet pojedynczy głos sprzeciwu ma duże szanse dotarcia do sumień. Tutaj skali szarości nie ma, jest tylko kolor biały i czarny. Nie chodzi jedynie o uśmiercanie zarodków w procedurze in vitro. Chodzi też o współtworzenie życia nie w kontekście miłości i wzajemnego oddania przez małżonków, ale przez laboranta na szkle w kontekście kliniki i zamrażarek.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maria Środoń, prof. Bogdan Chazan