Przebaczenie uprzednie – siano tanich morałów?

Ile jeszcze razy Tadeusz Mazowiecki będzie musiał prostować, że powiedział co innego, niż mu się od lat przypisuje?

Red. F. Kucharczak (GN nr 4, „Tabliczka sumienia”) znowu jego słowa z exposé premierowskiego w ’89 roku utożsamił z zasadą abolicji dla przestępstw i zbrodni PRL, pisząc z sarkazmem: „premier (…) swego czasu dał przykład, jak należy wybaczać po chrześcijańsku, odkreślając to, co było w PRL, słynną grubą kreską”.
Tymczasem uczciwość nakazywałaby przypomnieć, że po słowach „przeszłość odkreślamy (nie „przekreślamy” – J.H.) grubą linią (nie kreską – J.H.)” padł ciąg dalszy: „Będziemy odpowiadać tylko za to, co sami uczynimy”. A zatem mowa była o odpowiedzialności nowej, solidarnościowej władzy, a nie o zdejmowaniu odpowiedzialności ze starej.

Przykro to czytać w „Tabliczce sumienia”, bo posłużyło autorowi do ataku na Mazowieckiego za jego ważne słowa o naszej chrześcijańskiej nieumiejętności przebaczania. Do czego te słowa konkretnie się odnosiły, nie wiemy, bo red. Kucharczak zamiast więcej zacytować lub wiernie streścić, daje nam jakąś karykaturę stosunku do lustracji, którą następnie ostro atakuje i wyśmiewa. Efektowne to, jak na felieton, ale nie przydaje się do głębszej refleksji nad problemem przebaczenia, który to problem naprawdę dla nas, wierzących, był i jest.

Żeby to przypomnieć, wystarczy przywołać fakt z historii, zapewne zbyt dawnej jak na pamięć autora „Tabliczki”, ale adekwatny do jej tytułu właśnie w tym numerze GN. List biskupów polskich do niemieckich z 1965 r. („Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”) był przecież klasycznym przykładem „przebaczenia uprzedniego”, z taka pasją przez red. Kucharczaka atakowanego jako „siano tanich morałów”. Wtedy biskupi polscy zgromieni zostali przez władze PRL…

Od autora:
Szanuję Tadeusza Mazowieckiego i nie ośmieliłbym się posądzać go o złą wolę. Mam jednak prawo wyrażać się krytycznie o jego decyzjach, zwłaszcza że ich skutki, jako obywatel, ponoszę. W wypowiedzi Premiera dla włoskiej gazety, że Polacy nie znają litości, dostrzegam ten sam sposób myślenia, który – jak sądzę – przed laty skłonił go do sformułowania zwrotu „gruba linia” (niech będzie linia, zawiodła mnie pamięć). Słuchałem na żywo tamtego exposé i pamiętam niepokój, który odczułem po usłyszeniu owego zwrotu. Niezależnie od tego, co wtedy przez grubą linię pan Premier rozumiał, przyszłość pokazała, że przedstawienie jej jako symbolu abolicji dla sług PRL-u nie było bezpodstawne. To moje zdanie.

Bardzo się wstydzę, że byłem zbyt mały, żeby pamiętać, jak biskupi polscy zwracali się do niemieckich ze słowami przebaczenia. Następnym razem się poprawię. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że biskupi polscy orędzie pojednania skierowali na ręce biskupów niemieckich, a nie esesmanów. Ci ostatni bowiem, jak i inni funkcjonariusze hitlerowskiej władzy, zostali już osądzeni i ukarani. Zupełnie inaczej, niż to miało miejsce w Polsce po roku ’89. Nie sądzę, żeby dziś biskupi byli skłonni kierować podobny list do cynicznych ubeków i esbeków.

Pani Redaktor. Milczałem, gdy w swoich felietonach poświęcała mi Pani krytyczną uwagę i gdy słała Pani do redakcji skargi na wyrażane przeze mnie poglądy. Teraz poczułem się wywołany do odpowiedzi i stąd – mimo szczerego szacunku, jaki do Pani żywię – ośmielam się upomnieć o moje prawo do wyrażania poglądów w taki sposób, jaki uważam za właściwy.
Franciszek Kucharczak

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Józefa Hennelowa, Tygodnik Powszechny