Każdy ma prawo do wyrażania własnych poglądów, pan Wojciech Wencel również. Jednakże w artykule Klęska pionierów (GN 42/2006), przedstawiając własny punkt widzenia, pozwolił sobie na „płytką analogię między nazwiskami”, której ponoć nie chciał budować.
Metoda „dowalić” Morozowskiemu i Sekielskiemu nie zmienia faktu, że cała Polska dzięki nim mogła zobaczyć kulisy „politycznej kuchni”. To, co widzieliśmy, można (jeśli ktoś się upiera!) nazywać negocjacjami, ale wmawianie Polakom, że tak uprawia się politykę na całym świecie, to co najmniej brak taktu i obrażanie naszej inteligencji. Wyborcy widzieli i słyszeli, że było to kupowanie poparcia. Wysokość dawanej łapówki niekiedy bywa negocjowana, to prawda.
Trudno mi jednak zrozumieć, dlaczego brakuje odwagi nazwać rzecz po imieniu. Ton i forma wypowiedzi pana Wencla wywołała niesmak i zażenowanie we mnie – katoliku i czytelniku katolickiego pisma (…). Wolność słowa to jedno, a umiejętność korzystania z tej wolności to drugie. Mill, pisząc o wolności, nie napisał nigdzie, że każdemu, zawsze i wszędzie, wolno powiedzieć wszystko.
Sondaże pokazują, że w swej ocenie tzw. negocjacji ministra Lipińskiego z posłanką Beger nie jestem odosobniony. „Wszyscy ludzie są równi” – pisał J. H. Hallowell (Moralne podstawy demokracji) – „w swej zdolności odróżniania sprawiedliwości od niesprawiedliwości, tego, co słuszne i niesłuszne”. Publicysta nie może o tym zapominać, a wówczas skupi się na opisywaniu rzeczywistości, zamiast nam ją według własnego wyobrażenia tłumaczyć.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Obraniak, Świdnica