W październiku miną dwa lata, jak dotarła do Phnom Penh – stolicy Kambodży. Samolot linii Thai schodził do lądowania. Szeroko otwartymi oczami patrzyła z lotu ptaka na swą nową ojczyznę. Ziemia w dole wyglądała jak posypana rdzą albo owinięta w brunatno-czerwoną szmatę.
Kambodża
Państwo w południowo-wschodniej Azji. Pow.: 181 035 km kw., ludność: 13 mln (2003). Stolica: Phnom Penh. Zamieszkiwane w większości przez Khmerów. Religią dominującą jest buddyzm (88 proc.). Na terytorium Kambodży znajdowywało się dawniej imperium Khmerów (IX–XV w). Później kraj ten stał się obiektem napaści Wietnamczyków, Tajów, od 1863 Francji. W latach 1975–1979 Kambodżą rządzili tzw. Czerwoni Khmerzy z Pol Potem na czele, potem ich oddziały przeszły do partyzantki. Wojna domowa, także z udziałem Wietnamczyków, trwała praktycznie do roku 1999, kiedy ostatnie oddziały Czerwonych Khmerów złożyły broń po śmierci Pol Pota.
Siostra Beata Bienias, salezjanka, od dziecka marzyła o misjach. Poruszały ją zdjęcia ludzi głodnych i biednych dzieci, które nie miały siły odpędzić much wchodzących im do oczu. Myślała o misjach, choć panicznie bała się pająków. O zakonie nie myślała. Miała pokój wyklejony fotosami aktorów i piosenkarzy. Wieczorami zasypiała ze słuchawkami w uszach. Uczyła się jeździć konno...
W 2000 roku złożyła śluby wieczyste jako córka Maryi Wspomożycielki. Marzyła o Chinach i dalekiej Azji. Bóg spełnił jej marzenia.
Szok, a potem już wszystko OK
Najpierw był szok. Porażająca bieda, ludzie o smutnych twarzach i wiele kalek, ogromne upały, wielka wilgotność powietrza, drogi pełne śmieci i wyrw po minach, gruba warstwa duszącego, czerwono-brunatnego kurzu, wciskającego się gdzie tylko się da. To wszystko na początku przytłaczało. Nie przybyła tu przecież jako turystka, by zachwycić się świątyniami Angkor Wat, a potem spokojnie wrócić do Polski, ale ma tutaj żyć. Szybko jednak wróciła radość. Rozczochrane dzieci patrzyły na nią ufnie. Uśmiech dziewcząt z centrum sióstr wystarczył, by poczuła, że jest u siebie.
Z różnicą czasu też sobie poradziła, przesunęła zegarek o sześć godzin do przodu. Pozostał język khmerski, ale siostra Beata zawsze była wytrwała. Zresztą jest to język dość prosty w nauce, ma bowiem szczątkową gramatykę i nie ma w nim fleksji. Dziewczęta okazały się najlepszymi nauczycielkami. Miały w tym swój interes – chciały jak najszybciej móc porozumieć się z tą siostrą, która oczami i sercem już nawiązała z nimi kontakt.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
s. Grażyna Sikora