Rytm kampanii prezydenckiej wyznaczają dramaty. Najpierw katastrofa w Smoleńsku, a teraz powódź. Wynik głosowania więc jest wciąż sprawą otwartą.
Na początku kwietnia wydawało się, że sprawa wyboru prezydenta jest przesądzona. Prowadzący w sondażach kandydat PO Bronisław Komorowski miał nad wymienianym jako kandydat PiS Lechem Kaczyńskim dwukrotną przewagę, a poparcie dla reszty zgłaszających chęć kandydowania było poniżej 5 punktów. Katastrofa pod Smoleńskiem, wspólnie przeżywana żałoba i ożywienie postaw patriotycznych zmieniły nasze polityczne preferencje.
Przedwczesne rachuby
Zapewne świetne wyniki w sondażach uśpiły czujność PO. Gdy po tragedii 10 kwietnia okazało się, że konieczne są przyspieszone wybory, sztab marszałka Komorowskiego był wyraźnie nieprzygotowany do prowadzenia kampanii i pierwsze tygodnie przespał. Komorowski skupiał się na pełnieniu konstytucyjnych obowiązków, głównie jako p.o. prezydenta, a kampanię wyborczą prowadził niejako przy okazji. Stąd np. przedwyborczy czat z internautami odbył z Moskwy, gdzie reprezentował Polskę na obchodach 65. rocznicy zakończenia II wojny światowej. Rozpoczął też, trwający do dziś, festiwal gaf i wpadek, jak nieudana inauguracja strony internetowej, czerpanie wiedzy o Radzie Bezpieczeństwa Narodowego z Wikipedii czy wytykanie skąpstwa mieszkańcom Poznania i Krakowa.
Gdy okazało się, że sztab Kaczyńskiego złożył 1,7 mln podpisów poparcia, a Komorowskiego ponad dwa razy mniej, a sondaż z 10 maja pokazał, że różnica między kandydatami stopniała do 10 punktów, PO musiała przystąpić do kontrofensywy. Komorowski zaczął intensywnie spotykać się z potencjalnymi wyborcami. W kampanię włączył się też premier Tusk, słusznie zakładając, że dzięki temu poparcie dla kandydata PO wzrośnie. Komorowski zrozumiał, że po tragedii w Smoleńsku wśród Polaków panują ożywione nastroje patriotyczne, stąd zapewne jego wizyta w Muzeum Powstania Warszawskiego i spotkanie z kombatantami. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Negatywna dla Komorowskiego tendencja w sondażach została nie tylko zatrzymana, ale znów oddalił się od głównego konkurenta na 20 punktów.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński