Oświadczam jako nauczyciel licealny i egzaminator: nie warto bronić nowej matury, nie warto bronić zjawiska wysoce szkodliwego dla polskiej edukacji i dla polskiego narodu.
Z niedowierzaniem przeczytałem w 23. numerze „Gościa Niedzielnego” artykuł Antoniego Buchały „Bronię nowej matury”. Nie warto jej bronić. Chodzi mi o egzamin z języka polskiego, czyli z wiedzy o kulturze polskiej i śródziemnomorskiej oraz z dojrzałości poruszania się młodego człowieka w świecie znaków tej kultury.
Farsa egzaminu ustnego
Pomiędzy założeniami nowej matury zapisanymi w pięknie brzmiących deklaracjach a rzeczywistością istnieje ogromna przepaść. Znają ją przede wszystkim egzaminatorzy. Głośno mówią niechętnie, bo wymaga się od nich deklaracji o dochowaniu tajemnicy służbowej, po cichu mówią chętnie i dużo. Egzamin ustny jest farsą i zdają sobie z tego sprawę wszyscy – nauczyciele, urzędnicy oświatowi, metodycy, rodzice i uczniowie. Nie sprawdza wiedzy ani żadnych umiejętności, poza zdolnością wyuczenia się na pamięć wypowiedzi, co do której rodzi się bardzo często uzasadnione podejrzenie, że została przygotowana niesamodzielnie, nieuczciwie. To, że skala nieuczciwości jest wielka, przyznał ostatnio nawet sam twórca reformy prof. Mirosław Handke na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Niską rangę tej części matury zapisano w samych założeniach egzaminu. Nie liczy się w postępowaniu rekrutacyjnym na wyższe uczelnie, urąga wielowiekowej tradycji egzaminacyjnej. Stworzono egzamin niepotrzebny, bezwartościowy, generujący nieuczciwość. Stara matura ustna miała charakter prawdziwego egzaminu. Sprawdzała wiedzę, umiejętność radzenia sobie z problemami, zmuszała do nauki, do zapamiętywania, do powtarzania i utrwalania materiału. Dziś, kiedy założono, że wiedza zapisana jest w leksykonach, encyklopediach, w Internecie, uczeń niczego nie musi pamiętać i stara się nie pamiętać. A państwo wszelkimi sposobami wspiera jego minimalistyczne podejście do nauki. Tak deprecjonuje się wykształcenie humanistyczne.
Farsa egzaminu pisemnego
Antoni Buchała sam zauważa, że prac z egzaminu pisemnego się nie publikuje. Nie publikuje się, bo przyniosłyby wstyd twórcom tej formuły egzaminu. Przed wojną, o czym mało kto wie, istniała seria wydawnicza pod nazwą „Biblioteka wypracowań uczniowskich”, w ramach której publikowano najlepsze prace maturalne. To nie stara matura siliła się na uczynienie z ucznia krytyka literackiego. Czyni to z premedytacją, choć bardzo nieudolnie, matura nowa, zmuszając uczniów właśnie przede wszystkim do wykazania się umiejętnością „analizy” tekstu literackiego. W praktyce, a wiem to jako egzaminator, czynność ta przybiera postać nieporadnego streszczenia, odwzorowania przedstawionego tekstu. Uczniowie nieporadnie przepisują fakty z podanych im „ściąg”, popełniając przy tym rażące błędy rzeczowe. Stara matura stawiała wymagania, zmuszała do czytania, do obcowania z tekstami kultury, których mnogość uczeń mógł przywołać w eseju maturalnym, dokonując samodzielnego wyboru w dyskusji na temat zaproponowanego problemu społecznego, etycznego, filozoficznego, egzystencjalnego. Uczeń wykazywał się oczywiście na różnym poziomie zdolności, ale egzamin był sprawdzianem jego dojrzałości w rozwiązywaniu doniosłych i życiowych problemów. Nowa matura nie zmusza do czytania, nie wymaga wiedzy, a jedynie odtwórczego odwzorowania podanego fragmentu tekstu. Może ją zdać nawet ktoś, kto niczego w życiu nie przeczytał. To wielce demoralizujące zjawisko.
Redukcja treści ważnych
Antoni Buchała odrzuca zarzuty o skandalicznym poziomie wymagań na tegorocznym egzaminie maturalnym z języka polskiego. „Pragnę zapewnić, że nie jest tak źle, jak by się wydawało”. Jest źle, jest bardzo źle. Autor dostrzega w skandalicznie infantylnych tematach egzaminu dobre strony. Nie ma sensu się licytować, ile wartościowych treści mieści się w źle sformułowanym temacie maturalnym. Nie mówmy o skutkach ubocznych i nie mówmy o konkretnych tematach egzaminacyjnych. Dziś są takie, jutro będą inne. Mówmy o zasadzie. A zasada jest jedna. W tematach maturalnych od wielu lat pojawiają się zagadnienia błahe, z punktu widzenia powagi kształcenia i powagi egzaminu nieistotne. Wymóg standaryzacji egzaminów zewnętrznych, potrzeba stworzenia kryteriów zdolnych obiektywizować osiągnięcia uczniów i porównywać wyniki w skali całego kraju wymusił na autorach nowej matury redukcję treści ważnych – religijnych, moralnych, filozoficznych, egzystencjalnych, patriotycznych – do minimum. Zastąpiono je treściami drugorzędnymi, zagadnieniami opisowymi, odtwórczymi w rodzaju: „scharakteryzuj bohatera literackiego”, „obraz Polaków XVII wieku”, „porównaj obrazy młodego pokolenia”, „sen jako sposób prezentowania postaci literackiej”, „dwa obrazy prowincji”, „dwa opisy ogrodu”, „jak opisać muzykę”. W formule tematów maturalnych zapisana jest wyraźna tendencja przesunięcia uwagi ucznia z zagadnień egzystencjalnych, moralnych na estetyczne, teoretycznoliterackie, oczywiście na poziomie możliwości percepcyjnych ucznia szkoły średniej. Dyskredytują nowy egzamin maturalny, na co rzadko zwraca się uwagę, także wypowiedzi samych zdających, których mnóstwo można spotkać na forach internetowych. Jest rzeczą niepojętą, że z jakichś niezrozumiałych powodów instytucje państwa, spore środowisko metodyków i egzaminatorów broni egzaminu, z którego drwią sami uczniowie. Jest to zjawisko wielce demoralizujące. Młodemu człowiekowi, który kończy pewien ważny etap swojego życia i wkracza w dorosłość, oferuje się uczestniczenie w wydarzeniu, które on sam postrzega jako farsę, fikcję, oszustwo.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wiesław Kopeć, nauczyciel z liceum w Płocku