O tym w Polsce się nie dyskutuje. Politycy milczą, media zwykle nie dopytują. Wali się nasz system energetyczny. Mamy rozsypującą się infrastrukturę przesyłową, bloki energetyczne, które już dawno powinny być zamknięte, i perspektywę wprowadzenia pakietu energetyczno klimatycznego. Czeka nas katastrofa.
Nie wiadomo, od czego zacząć uzdrawianie sytuacji. Od budowania nowych bloków energetycznych? Duże firmy energetyczne nie chcą wznosić elektrowni węglowych, bo nie są pewne, czy będzie to opłacalne w przyszłości. Skąd mają wiedzieć, skoro limity na emisję dwutlenku węgla mają być wprowadzone na giełdę i nikt nie jest dzisiaj w stanie powiedzieć, ile będą kosztowały? W takiej sytuacji nie sposób zrobić najprostszego nawet biznesplanu. Kłopotem są także linie przesyłowe. Praktycznie cała ściana wschodnia jest w ogóle pozbawiona linii wysokiego (do 220 kV) i najwyższego (400 kV) napięcia. W pozostałych częściach kraju, szczególnie wokół dużych miast sytuacja nie jest lepsza. W zasadzie energetycznie bezpieczny jest tylko Śląsk. Problemem są nie pieniądze (albo nie tylko one), lecz procedury i niedoskonałe prawo. W okolicach elektrowni Łagisza przez kilka lat budowano 8-kilometrowy odcinek linii przesyłowej. Przechodził w sumie przez działki 355 właścicieli. Właściciele trzech działek nie wyrazili jednak zgody na posadowienie inwestycji. Gdy wyczerpano drogę sądową, budowę ukończono w ciągu trzech miesięcy.
System się sypie
W połowie zeszłego roku Najwyższa Izba Kontroli (NIK) stwierdziła, że w niektórych częściach kraju występują „strukturalne zagrożenia utraty stabilności napięciowej”. Co to znaczy? Zdaniem kontrolerów izby, spółki elektroenergetyczne mogą mieć problemy z zapewnieniem ciągłości i niezawodności dostaw prądu. To spowodowane jest dwoma czynnikami. Jeden to brak odpowiedniej ilości linii przesyłowych i fatalny stan tych już istniejących. Tylko połowa wszystkich linii wysokiego napięcia jest w wieku dopuszczalnym do eksploatacji. Reszta ma powyżej 40 lat (powyżej 50 lat ma około 15 proc. linii). Zdaniem Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej natychmiast trzeba zmodernizować przynajmniej 50 tys. kilometrów linii średniego napięcia (do 30 kV) i aż 153 tys. km linii niskiego napięcia. Tymczasem budowa kilometra linii przesyłowej to koszt od 4 do 6 mln złotych (w zależności od tego, czy linia ma przechodzić przez tereny zabudowane, czy nie).
Drugim ogromnym zagrożeniem jest fatalny stan naszych elektrowni. W niektórych spółkach energetycznych połowę majątku stanowią urządzenia, których okres technicznego użytkowania został już przekroczony. W Polsce średni wiek bloków energetycznych wynosi 40 lat. Średni, ale nie maksymalny. Nikogo nie powinno dziwić to, że dramatycznie szybko rośnie wskaźnik awaryjności tych urządzeń. Dzisiaj wynosi on około 15 proc, a jeszcze kilka lat temu około 3 proc. System się sypie, bo nie są prowadzone prawie żadne inwestycje. Specjaliści uważają, że odbudowa infrastruktury na odpowiednio wysokim poziomie wymaga zainwestowania do 2030 roku 320 mld euro, czyli prawie 1,3 biliona złotych. Kwota kosmiczna. Części tej kwoty nie trzeba by inwestować, gdyby nie wymogi pakietu klimatyczno-energetycznego.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek