Kryzysu nie da się przezwyciężyć, jeśli diagnoza o jego powstaniu będzie fałszywa
Ostatnio pojechałem z Katowic do Modlnicy pod Krakowem, dokąd zaproszono mnie na konferencję „Rola Kościoła katolickiego w procesie integracji europejskiej”. Była to już dziewiąta konferencja z tego cyklu, poświęcona w tym roku chrześcijańskiej odpowiedzialności w obliczu kryzysów. Obrady odbywały się w dworku w Tomaszowicach. Jest to urocze miejsce. Sam dworek jest posiadłością prywatną, do której niebacznie wstąpiłem, ignorując niepozorne tabliczki z napisami „własność prywatna” oraz ostrzegające „uwaga pies”.
Pierwszą osobą, którą spotkałem w dworze, nie był jednak właściciel psa, ale Leszek Balcerowicz, który uprzejmie się ze mną przywitał. Ponieważ cenię sobie takie gesty, będę pisał o byłym wicepremierze wyłącznie pochlebnie. Zwłaszcza że na to zasłużył. Człowiek ten przeszedł olbrzymią metamorfozę od czasu, gdy przewodził nieboszczce Unii Wolności. Teraz mówi zrozumiale, uśmiecha się, gestykuluje. Jest ulubieńcem fotografów i tłumaczy kabinowych, bo pozuje i mówi jasnymi zdaniami, stawiając kropki.
Mnie zaimponował przemówieniem wstępnym, w którym stwierdził m.in., że słowo „neoliberalizm” jest pałką do bicia wrogów ludu, nadużywaną w dyskusjach i kompromitującą intelektualnie wypowiadającego to obce, a więc eo ipso brzydkie słowo. Kryzysu nie da się przezwyciężyć, jeśli diagnoza o jego powstaniu będzie fałszywa: w takim przypadku terapia rzadko bywa skuteczna. Sam Balcerowicz nie unikał jednak diagnozy, wymieniając wśród przyczyn kryzysu inicjatywy zmierzające do przeciwstawienia się globalnemu ociepleniu. Nie poparte żadnym rachunkiem ekonomicznym próby znalezienia alternatywnych źródeł energii są, według mówcy, rodzajem nirvana approach (w Wikipedii jest napisane, że to błąd logiczny, polegający na porównywaniu rzeczywistości z wyidealizowanymi alternatywami).
W dyskusji panelowej padło określenie „kultura chciwości”, która doprowadziła do kryzysu. Kryzys sprzyja więc rozwojowi języka, choć może nie zawsze tak, jakby to sobie wyobrażali językoznawcy. Ostatnią sesję otwierał prof. Jan Miodek, który mówił o języku kościelnym, najlepiej świadczącym, że niegdyś Europa faktycznie była zjednoczona: terminy greckie i rzymskie przedostawały się poprzez staroniemiecki i czeski do naszej mowy. Dziś księża coraz częściej używają terminologii anglosasko-komputerowej, mówiąc o chrześcijaństwie full time’owym i zachęcając do resetowania swojego życia. Czy jednak potrafią zaśpiewać Pater noster po łacinie? – zastanawiał się profesor, który to potrafi, bo był ministrantem w epoce przedsoborowej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim