Rodzina jest rodziną nawet przy istnieniu różnic poglądów. Podobnie jest ze wspólnotą narodową
Istnieją różne wspólnoty: rodzinne, sąsiedzkie, zawodowe, regionalne, czy narodowe. Te ostatnie rozumie się zresztą ostatnio bardziej politycznie niż etnicznie. Przynależność do wspólnoty i jej granice wyznaczają sami członkowie. Są oni bowiem wolnymi ludźmi. Nie wolno więc nikogo zmuszać do przynależności wspólnotowej, ani też ze wspólnoty wykluczać. Dlatego niestosowne wydały mi się emocjonalne teksty pewnego profesora politologii oraz satyryka, którzy w czasie ostatniej żałoby narodowej zarzucili niektórym żałobnikom obłudę i wyklęli ich dość ostrymi słowami.
„Obłuda jest hołdem składanym cnocie”, jak mówi znane porzekadło. Jeśli osoby, które okazywały w czasie tej żałoby ludzkie uczucia – prawdziwe czy nie – zmienią po jej zakończeniu swój sposób reagowania na to, co się stało, same podkopią swoją wiarygodność. Tak się zresztą już dzieje w pewnych przypadkach. Niektórzy dziennikarze TVN lub „Gazety Wyborczej” już otarli łzy i relatywizują rozmiary społecznego ruchu oraz zasługi tragicznie zmarłego prezydenta, a nawet dociekają, czy przypadkiem nie spowodował on katastrofy, naciskając na pilota. Ludzie o wrażliwym sumieniu już zauważają tę ponowną przemianę owych krótkodystansowych żałobników.
Inny jednak problem powstaje, gdy ktoś sam dystansował się i dystansuje od wspólnego przeżywania narodowej żałoby, krytykując na przykład pojęcie „jedności” wspólnoty. 24 kwietnia w programie TVN „Babilon” pewna profesor etyki wyraziła pretensję, iż w dniach tej żałoby za dużo było Kościoła i wojska, a za mało państwa. Widziałbym w tym nie tyle odcięcie się od wspólnoty, ile mylne zrozumienie jej natury. Religia i armia bowiem w każdym państwie dostarczają elementów ceremoniału żałobnego. Ceremoniał wojskowy symbolizuje materialny wymiar państwa, a ceremoniał religijny – wymiar ponadczasowy.
Dla wierzących ten ostatni stanowi oczywiście coś więcej – przypomnienie o życiu wiecznym, o sensie ofiary, czy o wartościowaniu ludzkich zachowań i dokonań. Niewierzącym może jednak także przypominać wartości ponadczasowe. Tylko komuś obsesyjnie antyreligijnemu ceremoniał kościelny może naprawdę przeszkadzać. Czy takie osoby należą do polskiej wspólnoty narodowej? Pewnie tak, choć mają pewne trudności ze zrozumieniem większości jej członków. Z pewnością zaś nie powinny podnosić swoich pretensji w takim momencie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Roszkowski, historyk, publicysta