Wizja superpaństwa nieco osłabła, odsunięta w daleką przyszłość.
Dwa dni brukselskiego szczytu były wydarzeniem ważnym i emocjonującym nie tylko dlatego, że polscy negocjatorzy zapowiadali determinację w walce o „pierwiastek”. Decydowały się przyszłe losy UE, a kanclerz Angela Merkel chciała niemiecką prezydencję zakończyć spektakularnym sukcesem – powrotem do prac nad traktatem konstytucyjnym, odrzuconym w referendum przez Holandię i Francję. Nie jestem pewna, czy moi rodacy zdawali sobie sprawę z wagi problemu. Polskie media deliberowały głównie o tym, czy Polska powinna upierać się przy odgrywaniu roli dalece ponad swoje możliwości. Nie wiem, czy w innych państwach zdarza się, by w trakcie trudnych negocjacji przywódcy polityczni własnego kraju byli tak mocno kopani po kostkach jak w Polsce. Trudno o gorszy kontekst walki o narodowe interesy. Jak oczekiwać szacunku innych dla polskich racji w Brukseli, jeśli własne media, politycy opozycji i komentatorzy podają je w wątpliwość?
Kibice i elity
Zastanawia mnie, jak to możliwe, że „zwykli” Polacy potrafią pięknie kibicować polskim sportowcom, tworząc atmosferę solidarnej radości ze zwycięstwa lub równie solidarnego wsparcia w niepowodzeniach, a „niezwykli” przedstawiciele elit i bywalcy europejskich salonów tego nie potrafią. Sejm, co prawda, przyjął głosami koalicji i opozycji (bez posłów SLD) uchwałę, popierającą proponowany przez Polskę „pierwiastkowy” system podejmowania decyzji w Radzie UE, ale wymowę tej uchwały przyćmiły liczne wystąpienia, podważające sensowność naszych planów. Lepiej rozumiano interesy innych i oczywistą (?) potrzebę sukcesu niemieckiej prezydencji niż racje stojące za polskim stanowiskiem, krytycznym wobec metody podwójnej większości. Dlaczego? Może znalezienie wiarygodnej odpowiedzi na to pytanie pomogłoby nam np. poznać powody niskiej frekwencji wyborczej i przyczyny braku zaufania społeczeństwa nie tylko do polityków, lecz także do siebie nawzajem.
W Brukseli ważyły się przyszłe losy Europy i toczyły się ważne dla Polski sprawy. Decydowano o przyszłości traktatu konstytucyjnego, czyli bardzo kontrowersyjnego pomysłu unijnych elit na scalenie europejskich społeczeństw w jedno superpaństwo. Spotkanie przywódców 27 krajów miało zaowocować mandatem na przyspieszenie tego procesu. W tym nowym superpaństwie znaczącą przewagę zyskiwały kraje o największej liczbie ludności, czyli przede wszystkim Niemcy. Oficjalna wykładnia brzmiała: chodzi o poprawę sprawności i efektywności działania. Jednak nie w przewadze Niemców tkwi istota tego błędu, lecz w wyraźnym osłabieniu zasady równoważenia pozycji większych i mniejszych państw po to, by ich obywatele mieli poczucie możliwie równego i sprawiedliwego udziału w decydowaniu o swojej przyszłości w ramach Unii.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN