Agnieszka Kozioł z Nysy przychodzi do szpitalnego pokoju, gdzie leży jej maleńka córeczka, przed siódmą rano. Wychodzi późno w nocy.
Tu będzie przeszczep – prowadzi nas do izolatki ordynator. „Izolacja kontaktowo-oddechowa” – ostrzegają napisy na karteczkach przyczepionych do drzwi i nad łóżeczkiem. Hania urodziła się 12 marca w Nysie. 2 godziny później przewieziono ją do szpitala w Opolu. Na drugi dzień do Centrum Chorób Serca w Zabrzu na oddział wad wrodzonych dzieci. – Ma problem z zastawkami, nie chcę o tym mówić.
Wywiązała się infekcja i zabieg trzeba było odłożyć – mówi mama, z zawodu polonistka. W nocy idzie spać na kwaterę obok szpitala. Cały dzień czuwa przy małej. Po urodzeniu córka ważyła 2780 g i mierzyła 50 cm. – Nie wiem, ile teraz, bo była podłączona do aparatury. Kiedy zmniejszyła się liczba tych przyrządów, zaczęłam ją przewijać, próbuję karmić piersią – opowiada. – Nie ukrywam, że trzyma mnie tu wiara, córeczka została ochrzczona z wody na tamtej, większej sali, wśród innych dzieci. Nosi imiona Hania Emilka.
10 miesięcy w szpitalu
– Fakt, że rodzice mogą być przy dzieciach w szpitalu, to jedna z najważniejszych spraw w zmniejszeniu traumy naszych podopiecznych – mówi prof. dr hab. Jacek Białkowski, ordynator kardiologii dziecięcej w Zabrzu. Już jakiś czas temu minister zdrowia Zbigniew Religa zapowiadał finansowanie pobytu rodziców towarzyszących dzieciom na oddziałach szpitalnych. Bo w niektórych ośrodkach pobiera się od nich opłaty za korzystanie z łazienki, prądu w szpitalnych minikuchniach. W większości, jeśli istnieje taka potrzeba, rodzice mogą nocować na rozkładanych łóżkach. Pozostali korzystają z rozwiniętej zwykle wokół szpitali bazy noclegowej, najczęściej prywatnych kwater. Gorzej jest z nocowaniem na terenie szpitala.
W zabrzańskim centrum na oddziale wad wrodzonych na 25 łóżek są tylko cztery izolatki. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie Prokocimiu, liczącym 600 łóżek, tylko na kilku oddziałach znajdują się pokoje o podwyższonym standardzie, gdzie rodzice mogą nocować z dzieckiem.
Opłata za dobę wynosi 20–30 zł. – Trafiają do nas dzieci przewlekle chore z odległych rejonów Szczecina, Przemyśla, Zielonej Góry – mówi rzecznik szpitala Marcin Mikos. – Niedawno wyszła stąd Angelika po rekonstrukcji poparzonej twarzy. Leżała 10 miesięcy. Inne dzieci, z chorobami mięśni i układu nerwowego, przebywają u nas po kilka lat.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Barbara Gruszka-Zych