Dwa supernowoczesne atomowe okręty podwodne zderzyły się na Atlantyku. Nic się nie stało, bo konstrukcja łodzi przewiduje taką ewentualność. Pytanie jednak pozostaje. Jak to w ogóle możliwe?
Co ciekawsze, łodzie były z tego samego „obozu”. Do kolizji doszło pomiędzy brytyjskim „HMS Vanguard” i francuskim „Le Triomphant” na początku lutego. Okręty miały małą prędkość, a zniszczenia okazały się na tyle niegroźne, że jednostki same wróciły do swoich stoczni remontowych.
Pech, pech, pech
Atlantyk jest ogromny. To, że dwa okręty znalazły się w tym samym czasie w tym samym miejscu, to jakiś straszny zbieg okoliczności. Prawdopodobieństwo tego zdarzenia oceniano jak jeden na milion. To oczywiście niczego nie tłumaczy. Gdzie urządzenia wykrywające przeszkodę? Obydwa okręty były wyposażone w supernowoczesny sprzęt. Specjaliści twierdzą, że powodów kraksy mogło być kilka. Sprzęt czasami zawodzi, psuje się. W obydwu okrętach naraz? Poza tym elektronikę obsługują ludzie. Ludzie też interpretują wyniki jej pracy.
Pojawia się jednak ta sama wątpliwość. Pomylili się marynarze w dwóch okrętach podwodnych równocześnie? Jest i trzecie wyjście. Nowoczesne jednostki, szczególnie te, które przenoszą rakiety balistyczne, czyli strategiczne okręty podwodne, wyposażone są w zaawansowane systemy ukrywające. Wiele wysiłku wkłada się w to, by były one ciche. By nie wykryły ich pasywne systemy sonarowe (patrz grafika). Ale redukcja hałasu to nie wszystko. Przy konstrukcji nowoczesnych okrętów podwodnych stosuje się różne sztuczki, by jednostka była niewidoczna dla radarów innych łodzi. Być może łodzie zderzyły się właśnie dlatego, że były zbyt nowoczesne. Do zderzenia by nie doszło, gdyby Francja była w NATO (wystąpiła w latach 60. XX wieku). Okręty podwodne krajów Sojuszu Północnoatlantyckiego wyposażone są w systemy rozpoznawania się w głębinach. Tak samo zresztą jak samoloty potrafią się rozpoznawać nawet przy zerowej widoczności. Istnieje też wspólny system „sterowania ruchem” wszystkich natowskich statków. Gdy dwa okręty zbliżają się do siebie, z centrali dostają sygnał, że przyjaciel jest gdzieś w pobliżu.
Wyciek?
Obydwie jednostki były napędzane reaktorami jądrowymi. Francuski okręt miała na swoim pokładzie 16 rakiet balistycznych z głowicami jądrowymi. Czy okręty mogły wybuchnąć jak bomba atomowa? Nie. Nawet wysoko wzbogacone paliwo jądrowe, jakiego używa się w reaktorach łodzi podwodnych, samo nie może wybuchnąć. Także głowice jądrowe nie mogą eksplodować. Przy okazji kolizji sprzed kilku dni eksperci podkreślali, że w czasach zimnej wojny kolizje atomowych okrętów podwodnych zdarzały się całkiem często. Co do niektórych z tych zdarzeń trudno zresztą uwierzyć, że były przypadkowe. Taranowanie okrętów wroga, gdy te zapędziły się za daleko, podobno się zdarzało. Ani razu – mówili eksperci – nie doszło jednak do skażenia radioaktywnego czy wycieku substancji (chłodziwa) z reaktora. Reaktory podwodne projektuje się tak, by wytrzymywały naprawdę sporo. I wytrzymują. W czasie testowego rejsu amerykańskiego atomowego okrętu podwodnego Tresher (9 kwietnia 1963 roku) doszło do awarii. Okręt nie mógł się wynurzyć i cały czas opadał. W końcu ciśnienie zgniotło okręt, a w nim 129 osób. Kilka lat później (w połowie 1968 roku) w do dzisiaj niewyjaśnionych okolicznościach zatonął także atomowy USS Scorpion. W obydwu przypadkach reaktor pozostał szczelny, a materiał radioaktywny nie wydostał się na zewnątrz.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Tomasz Rożek