Wiara w przyjazną, demokratyczną Rosję w perspektywie życia naszego pokolenia jest piękna, ale naiwna. Fakty pokazują, że rosyjski imperializm nie jest problemem Putina, ale budowanej przez wieki mentalności. Nie jesteśmy w stanie zmienić tego w kilka ani kilkanaście lat. W naszym interesie jest natomiast podtrzymywanie sankcji i osłabianie rosyjskich możliwości ataku jak najdłużej. Również po zakończeniu działań wojennych na terenie Ukrainy.
31.03.2022 10:10 GOSC.PL
"Jest złudzeniem, że można zmienić zachowanie Rosji, bo problemem jest nie tylko Władimir Putin, lecz to, że zdecydowana większość jej populacji jest przesiąknięta imperialistycznym szowinizmem. Próbujemy zmienić zachowanie Rosji od 1991 roku i niemal wszystko, co zrobiliśmy, okazało się kontrproduktywne. Zatem pomysł, że moglibyśmy np. wesprzeć jedną konkretną frakcję w Rosji przeciwko innej, nie ma oparcia w faktach. Tym, co możemy robić, jest powstrzymywanie Rosji". - mówi Edward Lucas, brytyjski publicysta i ekspert zajmujący się Rosją.
I to wydaje się być bardzo celna diagnoza. Rosyjski imperializm, przeświadczenie o prawie Moskwy do rządzenia znaczną częścią świata i kontroli nad innymi narodami ma znacznie dłuższą historię niż wszystkie kadencje Putina na Kremlu. Ten sposób widzenia świata przetrwał rewolucyjne zmiany systemów politycznych - był obecny za caratu, komunizmu i jest żywy także w czasie obecnych autorytarnych rządów. Jednym z najważniejszych zadań dla państw leżących w bezpośrednim sąsiedztwie Rosji, czyli nas, republik bałtyckich, ale też szeroko rozumianej Europy Środkowej, która w mentalności Moskwy jest przynależna Rosji, jest działanie mające na celu co najmniej utrzymanie sankcji osłabiających zdolności wojskowe Rosji jak najdłużej, również po zakończeniu działań wojennych na Ukrainie. Tego jednak nie da się zrobić bez ciągłego budzenia świadomości państw zachodnich, które z Rosją nie graniczą, a im większy jest ich dystans od granicy z Rosją, tym mniej zrozumiała konieczność ponoszenia wyższych kosztów paliwa czy gazu w imię bezpieczeństwa. Ale do tego przekonywania ważne jest zamknięcie niepotrzebnych frontów, które mamy pootwierane w relacjach z Zachodem. Tyle, że należy przy tym pamiętać: zamykanie niepotrzebnych frontów nie oznacza zgadzania się na wszystko. Jeśli ktoś myśli, że dobre relacje z najważniejszymi państwami UE oznaczają bezrefleksyjne popieranie wszystkich ich postulatów (a wielu w Polsce ciągle tak myśli), to niech tylko przypomni sobie choćby wieloletni spór o Nord Stream i Nord Stream 2, które to projekty w ogromnym stopniu umożliwiły Rosji rozpętanie obecnej wojny, a państwom UE znacząco utrudniły stanowczą reakcję. Dobre relacje z najbliższymi partnerami nie są nam potrzebne dla samych dobrych relacji, tylko do realizacji naszych fundamentalnych interesów, m.in. z zakresu szeroko rozumianego bezpieczeństwa. To realizacja tych interesów może nam dać dobre samopoczucie, a nie sam fakt, że prezydent Francji czy kanclerz Niemiec pochwali nas na konferencji prasowej czy umożliwi któremuś z naszych polityków awans na wysokie urzędnicze stanowisko w Brukseli.
Jednym ze skutków ubocznych nieszczęścia, jakim jest wojna na Ukrainie, jest fakt, że część zachodnich Europejczyków obudziła się ze snu o fajnej, przyjaznej i prozachodniej Rosji, która tak nas lubi, że w ramach interesów sprzedaje nam tani gaz. Okazało się, że ten biznesowy partner w cwany sposób wykorzystał interesy, by spróbować odbudować swoje imperium decyzyjności aż po Odrę (czego prezydent Rosji nie krył już przed inwazją, żądając od NATO wycofania wojsk do granicy z 1997 r.). W naszym interesie jest, żeby mieszkańcy Europy Zachodniej nie utracili świadomości zagrożenia, jakim jest Rosja również po podpisaniu rozejmu. A nawet po odejściu Putina od władzy. Bo dziś wielu ciągle żyje w ułudzie, że Rosja Nawalnego czy innego nie-Putina będzie inna. Szanująca swoich sąsiadów, ich odrębność i prawo do decydowania o sobie. Niestety to ani takie proste, ani takie szybkie. Nie da się odwrócić kilku wieków praktyki jednym przewrotem politycznym. Choć oczywiście taka wizja jest kusząca, bo daje poczucie bezpieczeństwa w perspektywie życia naszego pokolenia. Tyle, że to polityczna fatamorgana.
Wojciech Teister