Sprytna odpowiedź polskiego MSZ ws. przekazania Ukrainie myśliwców jest niestety gaszeniem niepotrzebnego pożaru roznieconego przez nierozważne wypowiedzi.
09.03.2022 10:45 GOSC.PL
Telenowela z możliwym przekazaniem przez Polskę (a być może także inne państwa wschodniej flanki NATO) samolotów Ukrainie trwa od 11 dni. I jest to doskonały przykład tego, jak bardzo istotna w dyplomacji jest dyskrecja. Wczorajszy (8.03) komunikat polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych o gotowości do przekazania myśliwców Amerykanom i nocna odpowiedź Pentagonu, który nie jest chętny do przyjęcia tego dość kłopotliwego daru to spektakularny efekt katastrofy, do jakiej doprowadza brak dyskrecji w przestrzeni dyplomatycznej.
O tym, że państwa NATO dostarczają do Ukrainy sporo broni wiadomo nie od dziś. O części tych dostaw poszczególne rządy informują, realne dostawy są jednak najprawdopodobniej znacznie większe. Co znamienne - w publicznym komunikowaniu o militarnym wsparciu dla walczącej Ukrainy znacznie bardziej wstrzemięźliwe są państwa geograficznie bliższe Ukrainie i Rosji. Trudno się temu dziwić - w razie eskalacji konfliktu i rozlania wojny poza teren Ukrainy, to właśnie państwa wschodniej flanki staną się teatrem działań wojennych. O ile jednak kwestia przekazania tzw. broni defensywnej w debacie publicznej się przewija, o tyle sprawa wsparcia broniącej się Ukrainy NATOwskimi myśliwcami jest już znacznie bardziej kontrowersyjna i może być dla Rosji bardziej użytecznym pretekstem do rozszerzenia konfliktu. Choć bez wątpienia samoloty są dziś Ukrainie bardzo potrzebne.
Publiczna dyskusja na temat przekazania Siłom Powietrznym Ukrainy myśliwców pojawiła się 27 lutego, gdy w czasie konferencji prasowej w Brukseli szef unijnej dyplomacji Joseph Borrell powiedział, że pakiet pomocy wojskowej UE może obejmować dostawę myśliwców dla ukraińskich sił powietrznych. O takie wsparcie miał poprosić ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba. W Unii są kraje, dysponujące takimi maszynami (m.in. Polska) i są w stanie je dostarczyć - stwierdził Borrell.
Trudno powiedzieć czym kierował się szef unijnej dyplomacji poruszając ten temat publicznie, na konferencji prasowej. Czy była to chwila bezmyślności, potrzeba medialnego podkreślenia skali unijneggo zaangażowania czy jeszcze inna przyczyna. Z praktycznego punktu widzenia istotny jest fakt, że od chwili poinformowania opinii publicznej o trwających rozmowach temat przekazania myśliwców Ukrainie stał się gorącym kartoflem, którego nikt nie chce mieć w rękach. Najpierw rozpalony przez Borrella ogień próbowali ugasić na wspólnej konferencji w bazie lotniczej w Łasku sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg i prezydent Andrzej Duda. Stoltenberg powiedział, że "NATO nie będzie stroną konfliktu, dlatego nie zamierzamy wysyłać wojsk na Ukrainę ani samolotów w ukraińską przestrzeń powietrzną", a Duda potwierdził: "jak powiedział przed momentem sekretarz generalny, nie wysyłamy naszych samolotów, ponieważ to oznaczałoby ingerencję militarną w konflikt, który toczy się na Ukrainie, włączenie się tym samym NATO w konflikt". To były wypowiedzi, które zostawiały ciągle otwarte drzwi: samoloty Sojuszu nie biorą udziału w konflikcie, co nie oznacza jeszcze, że nie możemy na przykład sprzedać czy przekazać ich Ukrainie - wtedy maszyny przestałyby już być własnością Polski, Bułgarii czy Słowacji.
Sprawa została jednak ponownie rozgrzana w niedzielę 6 marca, gdy Sekretarz Stanu USA Anthony Blinken powiedział w programie "Face The Nation", że Stany Zjednoczone dały państwom NATO, w tym Polsce zielone światło na dostarczenie Ukrainie samolotów. Stało się to dzień po prośbie prezydenta Zełeńskiego do Kongresu USA o wsparcie Ukrainy myśliwcami. Ten sam Blinken na konferencji prasowej w Mołdawii dodał, że Stany Zjednoczone "aktywnie pracują" nad porozumieniem z Polską w sprawie dostarczenia Ukrainie odrzutowców do walki. Dzień później w podobnym tonie wypowiedział się minister obrony Wielkiej Brytanii Ben Wallace: "Poprę Polaków, niezależnie od tego, jakiego wyboru dokonają. Kraje, które graniczą z Rosją i Ukrainą, staną w obliczu bezpośrednich konsekwencji". Sytuacja stała się bardzo niezręczna, bo obie wypowiedzi miały wyraźne znamiona wypychania Polski przed NATOwski szereg i budowania podłoża do ewentualnego zdjęcia odpowiedzialności Sojuszu za ewentualną eskalację i rozprzestrzenienie konfliktu.
W kontekście wypowiedzi amerykańskich i brytyjskich wtorkowy komunikat polskiego MSZ może wydawać się sprytnym posunięciem: zakomunikowaliśmy gotowość do przekazania Amerykanom do ich bazy w niemieckim Ramstein naszych MiGów w zamian za uzupełnienie polskiej floty powietrznej samolotami o zbliżonych parametrach. Jednak już bezpośrednią odpowiedzialność za przekazanie myśliwców Ukrainie Amerykanie musieliby wziąć wtedy na siebie. Jak na to zareagowali sojusznicy zza oceanu? Pentagon poinformował, że nie widzi uzasadnienia dla polskiej propozycji, a "oddanie polskich MiG-ów do dyspozycji USA i ich start z bazy USA-NATO w Ramstein budzi poważne obawy dla całego Sojuszu Atlantyckiego".
Odpowiedź Pentagonu pokazuje, że Stany Zjednoczone, chociaż dostrzegają potrzebę wsparcia ukraińskiego lotnictwa (wg informacji "Rzeczpospolitej" to amerykańscy politycy naciskali na Polskę ws. przekazania maszyn Ukrainie), nie chcą partycypować w odpowiedzialności za udzielenie takiego wsparcia. I chociaż dobrze, że polski rząd nie dał się samotnie wypchnąć przed szereg, to w kontekście całego konfliktu trudno mówić tutaj o jakimś optymalnym czy dobrym rozwiązaniu. To jedynie próba ugaszenia dużego, zupełnie niepotrzebnego pożaru, który został wywołany nierozważnymi wypowiedziami medialnymi, na temat spraw, które powinny pozostać poza obiegiem medialnym. W pewnych sprawach milczenie jest złotem. Szczególnie w dyplomacji. Dodatkowo całe zamieszanie z MiGami pokazuje też jak delikatnym problemem jest temat wsparcia militarnego dla Ukrainy i na jak cienkiej krawędzi muszą balansować przedstawiciele władzy, by z jednej strony wspierać Ukrainę (co jest w interesie naszego bezpieczeństwa), a z drugiej nie wystawić się na otwarty ogień. Wobec zaistniałej sytuacji otwartym też pozostaje pytanie o nasze bezpieczeństwo w ramach Paktu Północnoatlantyckiego.
ATAK ROSJI NA UKRAINĘ [relacjonujemy na bieżąco]
Wojciech Teister