Pycha zawsze prowadzi do porażki, nawet jeśli pysznemu zdaje się, że właśnie wygrywa.
Krzyk zadośćuczynienia
Mędrzec Kohelet, komentując postawę głupiego i mądrego, stwierdził, że mądry jest ten, kto ma w swojej głowie oczy. Głupiec chodzi w ciemności (por. Koh 2,14). Słowa te skomentował święty Grzegorz z Nyssy: „Ktokolwiek ma oczy w głowie – przez głowę rozumiem początek i zasadę wszystkiego – ten wpatruje się w Najwyższe Dobro, to znaczy w Chrystusa”. Wielkopostna droga do wolności, choć każdego z nas prowadzić może odmiennymi meandrami, zasadę ma jedną: trzeba się na niej wpatrywać w Najwyższe Dobro. To znaczy w Chrystusa. Tysiące lat po spektakularnym upadku ludzi, którzy mieli być „jak bogowie”, z Golgoty padną słowa ukrzyżowanego Syna Bożego: „Czemuś mnie opuścił?”. To pytanie Chrystusa, cytat z psalmu, przez następne wieki stanowić będzie źródło wielu dociekań, a nawet nieporozumień. W większości jednak komentarzy dominował jeden głos: Jezus z wysokości krzyża, wypełniając w całości wolę Ojca, „ogołocił samego siebie”. Jeden z mistyków nadreńskich Henryk Suzo napisze: „Ach, cóż by to była za rozkosz, we wszystkich cierpieniach, w każdym opuszczeniu, we wszystkich okolicznościach umieć się całkowicie zdać na Boga, tak jak to czynił nasz umiłowany Pan. On zdawał się na Niego z taką pełnią, jakiej nigdy nie osiągnęło stworzenie. Wołał »Boże mój, Boże mój, dlaczegoś mnie opuścił?« (Mt 27,46). Zdał się na Boga do końca, dopóki się wszystko nie wypełniło”. Wiele wieków później Fulton Sheen powie o tym krzyku Jezusa, że było to zadośćuczynienie za grzech pychy. Koło historii w ten sposób się zamknęło. Aby jednak zrozumieć istotę tego, co się wydarzyło, i dlaczego z perspektywy człowieka było tak ważne, należy zapamiętać dwa słowa – „pusty” i „pełny”.
Uwielbiać siebie mimo wszystko
„Pełny siebie” – w języku angielskim full of himself –może w rzeczywistości oznaczać kogoś, kogo po polsku nazwiemy próżnym. I to się świetnie wpisuje w kontekst pierwszego z grzechów głównych, pychy, czyli – jak powie święty Grzegorz – „królowej i matki wszystkich wad”. „Czy ty mnie naprawdę uwielbiasz?” – zapytał Próżny Małego Księcia, który odwiedził jego planetę. „Co to znaczy uwielbiać?” – odpowiedział pytaniem Mały Książę. Próżny wyjaśnił, że uwielbiać oznacza uznać za najpiękniejszego i najmądrzejszego na całej planecie. „Ależ poza tobą nikogo na planecie nie ma!” – wykrzyknął Mały Książę. „Zrób mi tę przyjemność: uwielbiaj mnie mimo wszystko” – odpowiedział Próżny. Pozostawiając z uśmiechem na boku francuską opowiastkę, od „próżnego” powróćmy do „pełnego siebie”. Potoczny angielski, ale i niektóre biblijne wersety nazywają nim bowiem człowieka pysznego. I jest to bardzo dobre określenie, choć jeszcze Ewagriusz z Pontu próżność i pychę w katalogu „demonów” rozdzielał. Człowiek „pełny siebie” nigdy nie znajdzie w sobie miejsca dla Boga (o innych ludziach nie wspominając). Święta siostra Faustyna napisała: „Pycha duszę utrzymuje w ciemności. Ona nie wie i nie chce dokładnie wniknąć w głąb swej nędzy, maskuje się i unika wszystkiego, co by ją uleczyć miało” (Dzienniczek, nr 113). Czy XXI wiek nie jest przypadkiem wiekiem ludzi „pełnych siebie”?
ks. Adam Pawlaszczyk